Pomiędzy europejskimi producentami opon a serwisami iskrzy z powodu cen. Jak słyszymy od Michała Szejnera, prezesa niedawno powołanego do życia Polskiego Związku Serwisów Opon (PZSO), wiele warsztatów przechodzi na handel oponami chińskimi, aby wypełnić lukę produktową i móc być konkurencyjnymi wobec sklepów internetowych.
Według naszego rozmówcy konkurowanie z e-sklepami jest dziś praktycznie niemożliwe. Standardową oponę samochodową renomowanego producenta każdy może zamówić online np. za 200 zł, podczas gdy warsztat za ten sam produkt musi zapłacić 190 zł. W praktyce oznacza to, że na całym komplecie jest w stanie zarobić co najwyżej 40 zł. W przeciwnym razie klient u niego nie kupi.
Cena rządzi rynkiem opon
- Dawniej ceny opon w warsztatach i sklepach internetowych nie różniły się, dzięki czemu klienci byli przywiązani do ulubionych serwisów oponiarskich. Dziś jest walka o każde 5 złotych - przekonuje Szejner.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, dodaje nasz rozmówca, i w sklepie internetowym nadal będzie taka sama cena jak w hurtowni, doprowadzi to europejskich producentów do zguby. Wyjaśnia, że serwisy oprócz świadczenia podstawowych usług handlują oponami. Precyzyjniej - są przedstawicielami handlowymi producentów opon i to tak naprawdę od nich zależy, co ostatecznie kupi klient.
- Niestety żaden z producentów nie bierze tego pod uwagę, nie ma między nami żadnej nici porozumienia - mówi prezes PZSO.
Dodaje, że część serwisów woli nie mieć w ofercie niskomarżowych opon, aby nie brać na siebie ewentualnych reklamacji. Odpowiedzialność z tym związana bowiem spoczywa na nich, a nie na producentach. Dlatego pomimo wielkich wątpliwości etycznych sprzedają towar producentów azjatyckich, na którym są w stanie więcej zarobić.
Szejner przekonuje, że różnica w jakości opon europejskich i chińskich maleje m.in. dlatego, że niektóre marki na tacy podały Chińczykom know-how, przenosząc tam swoje fabryki.
Klient chce mieć wybór
- To nieprawda, że opony renomowanych producentów nie sprzedają się w serwisach. Znam takie, które sprzedają tylko porządne opony, bo nie chcą mieć kłopotów z reklamacjami czy utratą reputacji u klientów - mówi money.pl Piotr Sarnecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego (PZPO).
W Polsce działają różne modele dystrybucji opon od producentów na rynek. Sprzedają się one zarówno poprzez serwisy opon oraz sieci serwisowe, jak i wyłącznie poprzez hurtownie stacjonarne oraz online. Według danych PZPO przez internet sprzedaje się od 30 do 40 proc. opon.
W Polsce rocznie sprzedaje się ok. 12 mln sztuk opon do samochodów osobowych oraz ok. 1,2 mln opon do samochodów ciężarowych. W tych dwóch segmentach opony chińskie, według szacunków PZPO, mają odpowiednio ok. 20- i 40-procentowy udział.
Piotr Sarnecki wyjaśnia, że część z hurtowni sprzedaje tylko serwisom, a część także klientom indywidualnym. Najczęściej serwisy są klientami dużych hurtowni, które realizują zamówienie nawet w 24 godziny, dowożąc zamówiony produkt pod wskazany adres. Jeśli serwis ma dużo zamówień lub należy do sieci serwisowej, wówczas możliwe są większe transporty opon bezpośrednio z fabryki.
- Jeśli producent oferuje opony bezpośrednio dla konsumentów, to także wysyła je bezpośrednio do swojej sieci serwisowej w celu montażu. Model dystrybucji, kiedy opony można było kupić jedynie w serwisie, sprawdzał się 30 lat temu, kiedy klientów było mniej i opon także - wyjaśnia PZPO.
Nierówna walka
Na stronie PZSO czytamy, że to pierwszy ogólnopolski związek zrzeszający serwisy wulkanizacyjne z całej Polski, który zarejestrowano w marcu 2024 r. Zrzeszone firmy - aktualnie 62 - istnieją średnio 12 lat. Ceny świadczonych przez serwisy usług w ostatnim czasie zdrożały wskutek wzrostu cen energii i wzrostu wynagrodzeń.
- Gdybyśmy zarabiali na oponach europejskich, byśmy je sprzedawali, jednak marketingowcy wielkich korporacji nie mają o tym zielonego pojęcia, bo ich znajomość rynku i procesu dystrybucji jest tabelkowa - grzmi Michał Szejner.
- Różnica w cenie opon europejskich i chińskich często jest iluzoryczna dla kierowcy. Są nawet przypadki, gdzie opona europejska jest tańsza. Natomiast różnica w osiągach jest bardzo duża. Kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów krótsza droga hamowania na porządnej oponie to często kwestia życia i śmierci. Udowodniono to w testach powadzonych przez Politechnikę Rzeszowską i Auto-Test - podkreśla Piotr Sarnecki.
I dodaje, że opony europejskie od chińskich odróżnia wysokość marży, wynikająca z dotowania produkcji przez chiński rząd. - To nie jest sprzedaż czapek czy koszulek. Opony są jedynym punktem styku samochodu z drogą. Od jakości tego styku zależy nasze bezpieczeństwo na drodze - argumentuje przedstawiciel producentów.
Koniec z używkami
Niewykluczone, że zarzewiem tego konfliktu jest wprowadzony kilka lat temu Certyfikat Oponiarski PZPO. To system poprawy jakości usług w serwisach na podstawie niezależnego audytu i szkolenia. Jednym z punktów jest zakaz posiadania w stałej ofercie opon używanych.
Odpowiedzialny serwis tego nie robi. Jeśli klient ma ograniczony budżet, to lepiej, żeby kupił nawet najtańszą oponę, byle tylko byłaby fabrycznie nowa - uważa Sarnecki.
Wyjaśnia, że warstwy wewnętrzne opony łatwo uszkodzić np. przy jeździe ze zbyt niskim ciśnieniem, a w warunkach sklepowych czy warsztatowych nie ma sposobu, żeby to wychwycić. Dlatego używane opony po prostu są niebezpieczne dla kierowców.
- Chodzą słuchy wśród inżynierów, że co trzecia opona premium europejskiego producenta jest wadliwa. Przykładowo, kiedyś opona sześcioletnia nie była w ogóle skruszała, natomiast dziś już na rocznej oponie widać siatkę starzeniową, a trzy - i czteroletnie opony coraz częściej nie nadają się do użytkowania - mówi Michał Szejner.
Dodaje, że zarówno opony letnie, jak i zimowe wytrzymują średnio trzy sezony, co oznacza, że klient odwiedza serwis co najmniej sześć razy w okresie użytkowania dwóch kompletów. W związku z tym serwisy wiedzą, jakie wady mają poszczególne marki opon.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl