"Drill baby, drill" staje się faktem. To stąd popłynie ropa naftowa
Przemysł wydobywczy wykonuje gwałtowny zwrot ku morzom i oceanom. Podczas gdy administracja Donalda Trumpa zapowiada potężną ekspansję koncesyjną na wodach terytorialnych USA, statystyki pokazują, że to właśnie w głębinach kryje się przyszłość sektora. Aż 85 proc. nowo odkrytych w 2024 roku złóż ropy i gazu znajdowało się na szelfach (offshore).
Globalna mapa energetyczna przechodzi kolejną transformację. Po latach skupienia na złożach łupkowych na lądzie, uwaga gigantów paliwowych oraz decydentów politycznych ponownie kieruje się w stronę wód morskich. Zmiana ta jest widoczna zarówno w twardych danych dotyczących odkryć geologicznych, jak i w najnowszych decyzjach politycznych płynących z Waszyngtonu.
Waszyngton zmienia kurs o 180 stopni
Najnowszy plan amerykańskiego Departamentu Zasobów Wewnętrznych to wyraźny sygnał dla rynków: Stany Zjednoczone chcą maksymalnie wykorzystać potencjał szelfu kontynentalnego. Administracja Donalda Trumpa przedstawiła propozycję znacznego rozszerzenia koncesji na wydobycie ropy naftowej i gazu ziemnego na wodach morskich USA.
Mówi, na co uważać we franczyzie. "Wtedy wiadomo, że to ściema"
Skala planowanych działań jest imponująca i obejmuje 34 potencjalne przetargi na udzielenie koncesji. Geografia tych planów wskazuje na chęć otwarcia zupełnie nowych frontów wydobywczych. 21 obszarów zlokalizowanych jest u wybrzeży Alaski, 7 obszarów dotyczy Zatoki Meksykańskiej (tradycyjnego zagłębia offshore), kolejne 6 obszarów wyznaczono wzdłuż wybrzeża Pacyfiku - wylicza Polski Instytut Ekonomiczny.
Jak wskazuje Departament Zasobów Wewnętrznych, plan zwiększenia wydobycia offshore odzwierciedla zaangażowanie administracji Trumpa w – "przywracanie amerykańskiej dominacji energetycznej". Jest to strategia obliczona nie tylko na zaspokojenie popytu wewnętrznego, ale również na wzmocnienie pozycji USA jako globalnego eksportera surowców.
Decyzja ta stanowi całkowite odwrócenie polityki poprzedniej ekipy rządzącej. Przypomnijmy, że jeszcze w styczniu 2025 roku ówczesny prezydent USA Joe Biden wprowadził zakaz nowych odwiertów ropy i gazu na większości amerykańskiego wybrzeża. Ochroną objęto wówczas około 1,4 mld hektarów wód, a celem nadrzędnym była ochrona ekosystemów morskich i lokalnych społeczności nadbrzeżnych. Nowy plan administracji Trumpa zakłada wyraźny odwrót od tej polityki, stawiając na pierwszym miejscu eksploatację zasobów.
Ile ropy Ameryka czerpie z morza?
Aby zrozumieć wagę proponowanych zmian, warto przyjrzeć się obecnej strukturze amerykańskiego wydobycia. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu o dominacji łupków, sektor offshore pozostaje kluczowym elementem układanki energetycznej USA, choć jego rola w ostatnich latach była stabilna.
W 2024 roku wydobycie ropy naftowej z wód morskich stanowiło 14 proc. całkowitego rocznego wydobycia tego surowca w USA. Choć odsetek ten może wydawać się umiarkowany, w liczbach bezwzględnych mówimy o gigantycznych wolumenach. Na 658 mln baryłek wydobytych na morzu w 2024 roku, miażdżąca większość, bo aż 654 mln baryłek, pochodziła z Zatoki Meksykańskiej.
Dane te pokazują wyraźną dysproporcję geograficzną. Obecnie wydobycie ropy naftowej z wód morskich w Stanach Zjednoczonych odbywa się przede wszystkim w Zatoce Meksykańskiej. Wybrzeże Pacyfiku, mimo że jest drugą lokalizacją, pozostaje marginalne pod względem wydobywanego wolumenu. Jeśli chodzi o gaz ziemny, rola morza jest jeszcze mniejsza – wydobycie offshore tego surowca stanowiło zaledwie 1 proc. całkowitego wydobycia w USA w 2024 roku.
Opór stanów i widmo Deepwater Horizon
Ambitne plany Waszyngtonu napotykają jednak na silny opór lokalny. Propozycja spotkała się ze sprzeciwem gubernatorów Kalifornii i Florydy. Co ciekawe, sprzeciw ten płynie z dwóch stanów o zupełnie różnej specyfice politycznej, ale wspólnym interesie – ochronie wybrzeży, które generują miliardowe zyski z turystyki i są domem dla milionów obywateli.
Zarówno władze stanowe, jak i organizacje ochrony środowiska skrytykowały plan ze względu na zagrożenie wyciekami ropy i innymi negatywnymi skutkami dla środowiska morskiego. Obawy te nie są bezpodstawne i opierają się na twardych danych statystycznych. Każdego roku na wodach USA odnotowuje się ponad 150 wycieków ropy i substancji chemicznych, które wymagają reakcji Narodowej Służby Oceanicznej i Atmosferycznej ze względu na potencjalne zagrożenie dla środowiska lub ludności.
W tle toczącej się debaty wciąż obecne jest wspomnienie jednej z największych tragedii przemysłowych w historii. Najpoważniejsza w historii katastrofa ekologiczna tego typu miała miejsce w Zatoce Meksykańskiej w 2010 roku, podczas której doszło do eksplozji platformy wiertniczej Deepwater Horizon. Wybuch spowodował przedostanie się do oceanu 4,9 mln baryłek ropy naftowej, dewastując ekosystem i gospodarkę regionu na wiele lat. Przeciwnicy nowych odwiertów argumentują, że przy tak dużej skali planowanej ekspansji, ryzyko powtórki podobnego scenariusza drastycznie rośnie.
Globalny wyścig po podmorskie skarby
Decyzje polityczne w USA wpisują się w szerszy, globalny trend powrotu do poszukiwań na morzu. Dane geologiczne za ubiegły rok nie pozostawiają złudzeń – to właśnie tam koncerny znajdują najwięcej nowych zasobów.
W 2024 roku na świecie odkryto ponad 9 mld baryłek oleju ekwiwalentnego (boe) nowych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego. Kluczowa jest tutaj struktura tych odkryć: aż 85 proc. (czyli 8 mld boe) stanowiły złoża offshore. To jasny sygnał, że łatwo dostępne złoża lądowe są coraz rzadsze, a przyszłość branży leży pod dnem oceanów.
Przemysł nie tylko szuka, ale i zaczyna wydobywać. W 2024 roku rozpoczęto eksploatację złóż ropy naftowej i gazu ziemnego w dziewiętnastu nowych projektach offshore. Uwaga przemysłu wydobywczego wyraźnie skierowana jest w stronę eksploatacji złóż podmorskich, co potwierdzają przykłady z innych części globu.
- Norwegia: W tym kraju, należącym do największych producentów ropy w Europie, eksploatacja złóż podmorskich stanowi 100 proc. krajowego wydobycia paliw kopalnych.
- Brazylia: Podobnie sytuacja wygląda w Ameryce Południowej, gdzie offshore odpowiada za 95 proc. krajowej produkcji ropy naftowej.
- Arabia Saudyjska: Choć kojarzona z pustynią, posiada największe znane podmorskie złoże ropy na świecie – As-Saffanijja w Zatoce Perskiej. Królestwo to jest drugim, po USA, największym producentem ropy na świecie i w 2024 roku produkowało średnio 9 mln baryłek dziennie.
Paradoks inwestycyjny?
Mimo optymistycznych danych dotyczących odkryć i politycznego wsparcia w USA, perspektywy finansowe dla sektora nie są jednoznacznie pozytywne. Choć inwestycje w podmorskie złoża napędzają rozwój sektora, analitycy zachowują ostrożność.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) prognozuje, że globalne inwestycje w sektor naftowy spadną o 6 proc. w 2025 roku. Jako główne przyczyny tego zjawiska wskazuje się niepewność gospodarczą oraz niskie ceny surowca, które mogą stawiać pod znakiem zapytania rentowność najbardziej kosztownych projektów głębokowodnych.
Sytuacja na rynku ropy i gazu wchodzi w fazę interesującego paradoksu. Z jednej strony mamy rekordowe odkrycia na morzach i polityczną wolę Waszyngtonu do "wiercenia wszędzie". Z drugiej – opór społeczny, ryzyko ekologiczne i ostrożność inwestorów obawiających się o zwrot z kapitału. Najbliższe lata pokażą, czy plan "dominacji energetycznej" USA oparty na złożach offshore okaże się gospodarczym strzałem w dziesiątkę, czy też kosztownym błędem obarczonym wysokim ryzykiem środowiskowym.