"Dzieci były dumne". Volkswagen zamyka fabrykę w Dreźnie
Zamknięcie produkcji w drezdeńskiej Szklanej Manufakturze Volkswagena stało się dla pracowników symbolem utraconej stabilności. W tle są oszczędności koncernu, spory o przyszłość motoryzacji i polityczne emocje, które szczególnie silnie rezonują we wschodnich Niemczech - opisuje Forbes.
Jeszcze kilkanaście lat temu Szklana Manufaktura Volkswagena w Dreźnie była wizytówką niemieckiego przemysłu: nowoczesna, otwarta na zwiedzających, położona w sąsiedztwie parku. Dziś to miejsce, w którym dominuje niepewność. Produkcja samochodów ma zakończyć się z końcem 2025 r., a przyszłość fabryki pozostaje niejasna.
"Byłem dumny, że pracuję w Volkswagenie"
Rozgoryczenie pracowników słychać już w pierwszych rozmowach. Jeden z nich, około pięćdziesięcioletni mężczyzna, nie kryje emocji.
Byłem dumny, kiedy zaczynałem pracę w Volkswagenie. Ba! Moje dzieci były dumne, że tata pracuje w Volkswagenie. A teraz? Teraz, kiedy o tym wszystkim myślę, to się sam siebie pytam, co się dzieje z Volkswagenem? Co się dzieje z Niemcami? — opisuje Forbesowi.
Podobne nastroje panują wśród związkowców. Rene Rostock z IG Metall przyznaje, że informacja o zakończeniu produkcji była dla załogi ciosem.
Dom wielopokoleniowy z naturalnych materiałów. Jego cena cię zaskoczy
— Czujemy się, jakbyśmy dostali w twarz — mówi. — Przecież tyle tu zbudowaliśmy, całe know-how, wszystkie unikatowe kompetencje. To są wartości, na których wyrósł niemiecki przemysł - podkreśla.
Rostock nie ukrywa frustracji związanej z brakiem konkretów. — I teraz nie będzie tu produkcji samochodów? To wszystko było po nic? — pyta.
Szklana Manufaktura zatrudnia dziś około 340 osób, podczas gdy w najlepszych latach, licząc także podwykonawców, pracowało tu nawet 800 ludzi. Choć porozumienie z zarządem gwarantuje zatrudnienie do 2030 r., to perspektywa zakończenia produkcji budzi lęk o przyszłość.
— Volkswagen zawsze był gwarantem bezpieczeństwa. Zapewniał stabilne miejsca pracy i naprawdę dobre życie — mówi Rostock.
Fabryka, polityka i poczucie krzywdy
Zamknięcie produkcji w Dreźnie zbiegło się z gorącym okresem politycznym w Saksonii. W regionie silne poparcie zdobywa skrajna prawica, a temat przemysłu motoryzacyjnego stał się elementem kampanii wyborczej. Pracownicy przyznają, że czują się potraktowani gorzej niż zakłady w zachodnich Niemczech.
— Wszystkie inne zakłady dostały jakieś konkretne perspektywy. My dostaliśmy niepewność — mówi Christian Wolf z działu kontroli.
Zdaniem analityka Ośrodka Studiów Wschodnich Michała Kędzierskiego poczucie ekonomicznej krzywdy jest jednym z głównych powodów rosnącej popularności partii skrajnych we wschodnich landach.
— Transformacja miała tu charakter szokowy. Zamykano zakłady pracy, rosło bezrobocie, młodzi wyjeżdżali na zachód — tłumaczy. — To wszystko składa się na przekonanie, że główne partie nie słuchają zwykłych ludzi - dodaje.
Kędzierski zwraca też uwagę na timing decyzji Volkswagena. — Projekt głębokich oszczędności ogłoszono dzień po wyborach regionalnych w Saksonii. Najprawdopodobniej nie chciano dawać dodatkowego paliwa wyborczego AfD — ocenia.
Motoryzacja na zakręcie
Problemy drezdeńskiej fabryki są częścią szerszego kryzysu niemieckiej motoryzacji. Spada sprzedaż aut elektrycznych w Europie, a rynek chiński przestaje być pewnym źródłem wzrostu. Volkswagen planuje ograniczenie kosztów o 15 mld euro rocznie i redukcję 35 tys. etatów do 2030 r., bez zwolnień, ale poprzez naturalne odejścia.
Dirk Vogel z sieci dostawców AMZ Sachsen podkreśla, że branża potrzebuje stabilnych decyzji politycznych.
— Przemysł motoryzacyjny nienawidzi sytuacji, w której dziś promujemy elektromobilność, a jutro nagle zmieniamy zdanie — mówi. — Każda taka gwałtowna zmiana niszczy cały model biznesowy - dodaje.
Jeszcze bardziej niepokojąca jest, jego zdaniem, sytuacja w dużej fabryce Volkswagena w Zwickau. — Dla Zwickau zmiany oznaczają tak naprawdę śmierć na raty — ostrzega Vogel.
Mimo wszystko część pracowników próbuje zachować optymizm. Martin Lehmann, związkowiec z Zwickau, porównuje sytuację do meczu piłkarskiego. — Każdy musi coś oddać, żeby wszyscy mogli grać dalej — tłumaczy. — My tracimy linie produkcyjne, ale inne zakłady też ponoszą koszty - dodaje.
Na pytanie o wybory jeden z pracowników odpowiada bez wahania, że "załosuje na tych, którzy są za elektromobilnością, bo od tego zależy moje miejsce pracy".
Źródło: Forbes