"Obrazek marzeń"? Przeganianie Japonii nie robi na Polakach wrażenia [OPINIA]
W jakim stanie jest polska gospodarka po dwóch latach rządów koalicji 15 października? Wskaźniki gospodarcze mówią jedno, wyniki badania nastrojów coś nieco innego. Przegoniliśmy w tym roku pod względem PKB na głowę mieszkańca Japonię, "The Economist" ogłosił, że Polska to nowe gospodarcze mocarstwo. Problem w tym, że nastrojów takiego szczęścia w kraju nie widać - pisze dla money.pl prof. Witold Orłowski.
Gdyby ktoś oceniał sytuację gospodarczą tylko na podstawie danych statystycznych, mógłby ją uznać za znakomitą. Wzrost PKB w trzecim kwartale 2025 roku przyspieszył do 3,8 proc. (w Unii szybciej od nas rozwija się tylko Irlandia, a w podobnym tempie Dania).
Analityków ucieszyły też dane dotyczące struktury popytu rynkowego, który stoi za tym wzrostem. Po raz pierwszy od dawna zaczął wyraźnie wzrastać eksport (do tej pory zmagający się z efektami wieloletniej stagnacji w Niemczech).
Demograficzna bomba uderzy w ceny mieszkań? Analityk nie ma wątpliwości
Jeszcze lepsza wiadomość, to wyczekiwany z utęsknieniem wzrost inwestycji, dający powody do przypuszczeń, że wreszcie zaczynamy odczuwać napływ ogromnych środków z KPO, a być może rosną też wreszcie inwestycje przedsiębiorstw. Dorzućmy do tego inflację, która spadła w listopadzie poniżej celu inflacyjnego NBP, a więc do naprawdę niskiego poziomu, oraz niezwykle mocnego złotego. A także stabilne zatrudnienie, niskie bezrobocie i rosnące znacznie szybciej od inflacji płace i emerytury.
Otrzymujemy obrazek marzeń. Gospodarkę już w dobrym stanie, z jeszcze lepszymi perspektywami na kolejny rok, i to mimo ciągle niesprzyjającego otoczenia zewnętrznego. Od czasu, kiedy koalicja przejęła władzę, przeciętna płaca wzrosła już realnie (czyli ponad poziom inflacji) o ponad 9 proc., a emerytura o 13 proc.
A w sferze symboli? No cóż, jest chyba jeszcze lepiej. Przegoniliśmy w tym roku pod względem PKB na głowę mieszkańca Japonię - co kiedyś wydawało się możliwe tylko w fantazjach Lecha Wałęsy. Wskoczyliśmy do pierwszej dwudziestki największych gospodarek świata i dostaliśmy zaproszenie do udziału w spotkaniu grupy G-20.
Polska okrzyknięta gospodarczym mocarstwem
Po dekadach reform i szybkiego rozwoju kraj, który w roku 1990 był na przedostatnim miejscu w Europie pod względem dochodu na głowę mieszkańca (za nami była tylko Albania) dostał się na okładkę "The Economist", który określił Polskę mianem nadal niedocenionego nowego gospodarczego mocarstwa. Nic, tylko się cieszyć.
A jednak nastrojów takiego szczęścia w kraju nie widać. Pytana o te wszystkie symbole sukcesu większość Polaków nie do końca im wierzy. Wzrost płac i emerytur dostrzegają, ale powszechnie uważaj, że z najwyższym trudem (jeśli w ogóle) nadąża za wzrostem cen.
Nawet jeśli niska inflacja jest faktem, który powoli zaczyna być zauważany, to nadal pełno jest skarg na "drożyznę", czyli wysoki poziom cen - a ceny oczywiście nie spadną do poziomu sprzed wojny, musimy się do nich przyzwyczaić i cieszyć się tym, że już prawie nie rosną.
Z płacami też jest tak, że jednym rosną szybciej, innym wolniej. Górnicy, którzy akurat dostają bardzo dużo, już grożą najazdami na Warszawę, jeśli nie dostaną jeszcze więcej. Wysoko opłacani informatycy boją się, że zastąpi ich wkrótce AI. A publiczna służba zdrowia, choć realnie wydatki na nią wzrosły w ciągu ostatnich 5 lat aż o 70 proc.(większość pieniędzy poszła na bardzo duże podwyżki płac), straszy paraliżem i domaga się dalszego wzrostu nakładów.
Polska pod lupą agencji ratingowych
Przedsiębiorcy też, póki co, nie wyglądają na zachwyconych. Odwrotnie niż pracownicy, narzekają na rosnące koszty pracy i na problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych ludzi. Skarżą się na to, że mimo szeroko odtrąbionej deregulacyjnej ofensywy pod wodzą Rafała Brzoski, na razie poprawy w otoczeniu działania firm nie widać.
Wskaźniki koniunktury powoli poprawiają się, ale w głównych sektorach gospodarki nadal pozostają pod kreską (nieco więcej firm spodziewa się pogorszenia sytuacji, niż poprawy).
Nawet jeśli ogólny obraz gospodarki jest dobry, psują go informacje o stanie finansów publicznych. Podczas rządów PiS znacząco wzrosły wydatki na transfery socjalne (głównie na emerytury i rodzinne "plusy"). Potem doszły do tego gwałtownie zwiększone wydatki na obronę i ochronę zdrowia.
Należałoby więc znaleźć na to środki poprzez wzrost dochodów, albo ograniczenie innych wydatków. Na to jednak nie zdecydował się ani poprzedni rząd, ani obecny, więc efektem stał się silny wzrost deficytu i długu publicznego. Kryzysem to póki co nie zagraża, ale nastroje na pewno psuje, zwłaszcza że agencje ratingowe już mówią, że się podejrzliwie przyglądają polskim finansom (choć ratingu jeszcze nie obniżają).
I na koniec: zdolność do efektywnego rządzenia. Przez półtora roku koalicja czekała, aż dzięki zmianie prezydenta zniknie konieczność trudnego (ale pewnie wyobrażalnego) porozumienia się z Andrzejem Dudą. Teraz ma w Pałacu nowego prezydenta, który już pokazał, że będzie prawdopodobnie wetować wszystko, co tylko się da, aby jak najbardziej sparaliżować prace rządu. A to naprawdę nie wróży najlepiej.
Przełom w inwestycjach potrzebny był wcześniej
Reasumując: przez 2 lata rządów, mimo wybitnie niekorzystnego otoczenia zewnętrznego i nieustającej walki z opozycją (z prezydentem włącznie), koalicji udało się wreszcie osiągnąć całkiem przyzwoity stan gospodarki. Poprawa następowała jednak wolniej, niż powinna. Ministrowie chętnie chwalili się tym, jak szybko na konta rządu wpłynęły odblokowane pieniądze z KPO, ale nie potrafili doprowadzić do tego, by pieniądze szybko zmieniły się w inwestycje.
Działania na rzecz poprawy warunków działalności gospodarczej długo czekały na półce (słynna komisja Brzoski powstała po ponad roku działania rządu), choć powinny być od początku najwyższym priorytetem prac rządu. Przełom w dziedzinie inwestycji pewnie właśnie następuje, ale dopiero po dwóch latach, choć potrzebny był znacznie szybciej.
W dziedzinie finansów rząd najwyraźniej wciąż czeka na to, że jakimś cudem sytuacja sama się poprawi, bo inaczej trzeba byłoby powiedzieć ludziom rzeczy, o których nie chcą nawet słyszeć (ale z finansami już tak jest, że zazwyczaj same z siebie się nie poprawiają).
Jednym słowem: gratulacje z powodu wyników gospodarczych, ale nic nie wskazuje na to, żeby teraz rząd miał mieć z górki.
Prof. Witold Orłowski, ekonomista, Akademia Finansów i Biznesu Vistula