Polska gospodarka jak z bajki o Złotowłosej. Co się zmieniło przez dwa lata rządów Tuska?
13 grudnia mijają dwa lata od zaprzysiężenia rządu koalicji pod wodzą Donalda Tuska. To moment, w którym emocje polityczne powinny ustąpić miejsca twardym danym. A te pokazują, że Polska poradziła sobie z wcześniejszą pandemią i skutkami wojny za wschodnią granicą. Ceną jest potężna dziura w budżecie.
Dwa lata w ekonomii to często wręcz epoka. Gdy obecna koalicja przejmowała stery, Polska wciąż lizała rany po serii bezprecedensowych szoków: pandemii COVID-19, zerwanych łańcuchach dostaw oraz wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą. W grudniu 2025 roku, krajobraz makroekonomiczny wygląda zupełnie inaczej. Zamiast o drożyźnie, rozmawiamy o stabilizacji i utrzymaniu się na ścieżce wzrostu, choć w tle majaczy potężne wyzwanie związane z zadłużeniem państwa.
Efekt Złotowłosej, czyli gospodarka w punkt
Ekonomiści PKO Banku Polskiego do opisania obecnej sytuacji używają barwnego, ale i trafnego porównania. Sięgają po termin znany w globalnej finansjerze jako "Goldilocks economy" (z ang. - gospodarka Złotowłosej). Odnosi się on do bajki o Złotowłosej i trzech niedźwiedziach. Bohaterka szukała w niej owsianki, która nie byłaby ani za gorąca, ani za zimna, lecz "w sam raz".
Sprzedaje setki aut miesięcznie. Zdradza, na czym zarabia dealer
W ciągu ostatnich dwóch lat polska gospodarka zmieniła się istotnie pod wieloma względami. Dowodem tej zmiany jest między innymi coraz częściej używane w kontekście Polski określenie goldilocks, czyli Złotowłosej z bajki o Złotowłosej i trzech misiach. W największym skrócie gospodarka, niczym doskonała owsianka, nie jest ani za zimna, ani zbyt gorąca - czytamy w analizie zespołu ekspertów PKO BP pod kierownictwem Michała Reczka.
Co to oznacza w praktyce dla portfela "przeciętnego Kowalskiego"? Przede wszystkim powrót do realnego bogacenia się. Po okresie, gdy inflacja pożerała podwyżki płac, teraz pensje rosną szybciej niż ceny w sklepach. Wskaźniki makroekonomiczne potwierdzają to ożywienie.
- Produkt krajowy brutto w 2024 wzrósł realnie o 3,0 proc., a w 2025 (według naszego szacunku) przyspieszy do 3,5 proc. Wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w ubiegłym roku wzrosły o ponad 11 proc., a w tym roku wzrost może wynieść niecałe 8 proc. - wyliczają analitycy PKO BP.
Kluczowe jest tu zestawienie poziomu płac z poziomem inflacji. To właśnie różnica między nimi decyduje o sile nabywczej naszych pieniędzy. Tutaj zmiana jest drastyczna w porównaniu do lat ubiegłych.
W połączeniu z silnym hamowaniem inflacji z 11,4 proc. średniorocznie w 2023 do 3,6 proc. w 2025 oznacza to istotny wzrost wynagrodzeń realnych (choć w 2025 był on niższy niż rok temu). W tym otoczeniu Rada Polityki Pieniężnej w maju 2025 wznowiła obniżki stóp, a w całym roku obniżyła stopę referencyjną o 175 punktów bazowych, do 4,00 proc. -punktuje Michał Reczek.
Obniżka stóp procentowych do poziomu 4 proc. to oddech dla kredytobiorców, którzy przez ostatnie lata mierzyli się z rekordowo wysokimi ratami. To również sygnał, że bank centralny uznaje walkę z inflacją za wygraną, przynajmniej na tym etapie, i przechodzi do wspierania wzrostu gospodarczego.
Konsument uratował wzrost, przemysł czeka na odbicie
Podobne wnioski płyną z opinii przygotowanej przez dział analiz mBanku. Zwrócono w nim uwagę, że ostatni czas stał pod znakiem "sprzątania" po globalnych wstrząsach.
Minione dwa lata były okresem stabilizacji po szokach wywołanych pandemią i wybuchem wojny w Ukrainie. Wzrost gospodarczy w Polsce przyspieszył z blisko zera w 2023 do 3 proc. w 2024, a w 2025 spodziewamy się 3,6 proc. - prognozuje Dawid Sułkowski z mBanku.
Warto zwrócić uwagę na strukturę tego wzrostu. Polska gospodarka w ostatnich kwartałach stała na jednej nodze - konsumpcyjnej.
- Motorem wzrostu był przede wszystkim konsument za sprawą rekordowo wysokiego wzrostu płac realnych. Równocześnie cały czas mierzyliśmy się z ograniczonym popytem z zagranicy. W konsekwencji produkcja przemysłowa pozostała w stagnacji. Jej długo wyczekiwane odbicie to prawdopodobnie jednak kwestia najbliższych miesięcy – przewidują analitycy mBanku.
W kwestii cen, mBank zwraca uwagę na wyboistą drogę powrotu do normalności, ale potwierdza stabilizację. W listopadzie 2025 roku inflacja, czyli wskaźnik wzrostu cen, spadła do 2,4 proc. rok do roku. To najniższy poziom od wiosny 2024.
Wraz z odbiciem gospodarczym inflacja powróciła wyboistą ścieżką do celu inflacyjnego. Pomimo obaw o uporczywość, również jej część bazowa ustabilizowała się. Niska inflacja na świecie i spowolnienie wzrostu wynagrodzeń sugerują, że pozostaniemy stabilnie w celu przynajmniej przez kolejny rok. Takie korzystne warunki makroekonomiczne umożliwiły Radzie Polityki Pieniężnej obniżyć stopy procentowe o 1,75 pkt. proc. w bieżącym roku z 5,75 do 4,00 proc. - podsumowuje mBank.
Łyżka dziegciu: Finanse publiczne pod presją
Choć obraz "Złotowłosej" gospodarki napawa optymizmem, w beczce miodu jest spora łyżka dziegciu. To stan kasy państwa. Dwa lata rządów koalicji to nie tylko walka o wzrost, ale też rosnące wydatki, które windują deficyt budżetowy.
Eksperci PKO BP stawiają sprawę jasno. - Szacujemy, że deficyt sektora general government (instytucji rządowych i samorządowych - przyp. red.) na koniec 2025 wyniesie 6,9 proc. PKB wobec 5,2 proc. PKB na koniec 2023, a dług publiczny (według unijnej metodologii) zbliży się do 60 proc. PKB, choć dwa lata temu nie przekraczał 50 proc. - ostrzega Reczek.
Przekroczenie progu 60 proc. długu w relacji do PKB to psychologiczna i prawna bariera, która może wymusić na rządzących trudne decyzje oszczędnościowe w kolejnych latach. Termin "general government" obejmuje nie tylko budżet centralny, ale też samorządy i fundusze celowe - to pełny obraz zadłużenia państwa.
Potwierdzenie tych obaw znajdziemy w prognozach zebranych przez Europejski Kongres Finansowy (EKF). W raporcie z grudnia 2025 roku czytamy o "bardziej pesymistycznych perspektywach dla finansów państwa". Ankietowani eksperci przewidują, że w latach 2026-2028 deficyt finansów publicznych utrzyma się na wysokim poziomie, odpowiednio 6,5 proc., 6 proc. oraz 5,3 proc. PKB.
Co więcej, ścieżka wzrostu zadłużenia wygląda niepokojąco. Według raportu EKF dług może sięgnąć 66,1 proc. PKB w 2026 roku, a w 2028 roku nawet 72,1 proc. PKB. To cena, którą przyjdzie nam zapłacić za stymulowanie gospodarki i koszty transformacji w trudnych czasach geopolitycznych.
Optymizm na lata 2026-2027
Mimo wyzwań fiskalnych, nastroje wśród ekonomistów na kolejne lata są coraz lepsze. Grudniowy raport EKF, opierający się na ankiecie wśród 39 czołowych ekspertów, wskazuje na rosnący optymizm.
W 2026 roku dynamika PKB Polski ma wynieść 3,7 proc., a rok później ustabilizować się na poziomie 3,2 proc. To wyniki lepsze niż prognozowano jeszcze w czerwcu. Co ważne, wzrost ten ma być wspierany nie tylko przez konsumpcję (prognozowany wzrost o 3,4 proc.), ale wreszcie przez inwestycje, które w 2025 roku nieco rozczarowały.
Raport EKF rzuca światło na ten kluczowy dla rozwoju parametr. - Obecnie prognoza na 2025 r. jest niższa (4,9 proc.), ale wyraźnie wyższa jest prognoza wzrostu inwestycji w 2026 r. (9 proc.). Na 2027 r. prognozowane jest 4,9 proc. - czytamy w opracowaniu.
Jeśli te prognozy się sprawdzą, rok 2026 może przynieść prawdziwy boom inwestycyjny, który jest niezbędny, by polska gospodarka nie wpadła w pułapkę średniego rozwoju. Stabilnie ma być również na rynku pracy - stopa bezrobocia BAEL (Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności to miara bezrobocia obejmująca osoby w wieku 15-74 lata, które są bezrobotne, aktywnie poszukują pracy i są gotowe do jej podjęcia - przyp. red.) ma utrzymać się na poziomie 2,9-3 proc., co w praktyce oznacza pełne zatrudnienie. Pracodawcy nadal będą musieli walczyć o pracownika, choć dynamika płac nieco wyhamuje - do około 6,3 proc. w 2026 roku.
Koniec ery prostego wzrostu
Analizując ostatnie dwa lata, warto spojrzeć na nie przez pryzmat trzech dekad. Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) w swoim raporcie "Polska gospodarka na drodze do dojrzałości inwestycyjnej" zwraca uwagę, że dotychczasowy model rozwoju powoli się wyczerpuje. Przez 30 lat Polska przyciągnęła gigantyczne środki w postaci Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych (BIZ) – łącznie ponad 390 mld dol.
To kapitał zagraniczny modernizował nasz przemysł. Udział BIZ w PKB wzrósł z 3,4 proc. w 1994 roku do 38 proc. w 2024 roku. Jednak, jak zauważają analitycy PIE, obecnie poziom inwestycji zagranicznych w Polsce nie zwiększa się. Powodem są rosnące koszty pracy i energii. Przestajemy być "tanią montownią Europy", co jest dobrą wiadomością dla pracowników, ale wyzwaniem dla modelu gospodarczego.
Raport PIE wskazuje na niepokojącą dysproporcję. Mimo wzrostu zamożności, relacja inwestycji zagranicznych w Polsce do polskich inwestycji za granicą wynosi aż 9:1. To charakterystyka gospodarek słabiej rozwiniętych. Polskie firmy, mimo sukcesów, wciąż rzadko wychodzą w świat.
- Przejście Polski do następnej fazy rozwojowej wymaga wykształcenia własnych aktywów strategicznych oraz zdobycia nowych przewag - wskazuje prof. Dominik Kopiński z PIE. Instytut ostrzega, że bez innowacji i budowy własnych czempionów technologicznych, Polska może utknąć w obecnej fazie rozwoju, tracąc atrakcyjność dla kapitału zagranicznego, zanim zbuduje silny kapitał własny.
Recepta na przyszłość: Własny kapitał
Wnioski te pokrywają się z diagnozą Centrum Analiz PKO Banku Polskiego. W raporcie opublikowanym pod koniec listopada 2025 roku, analitycy podkreślają, że zagraniczny kapitał był impulsem modernizującym, ale jego dalszy napływ nie jest gwarantowany. Czas postawić na kapitał krajowy. Stąd m.in. - przyjęta przez parlament i podpisana przez prezydenta Nawrockiego - nowelizacja ustawy Prawo zamówień publicznych. Nowe przepisy pozwolą zamawiającym ograniczać dostęp do zamówień publicznych i umów koncesji wykonawcom z państw spoza UE, przede wszystkim z Chin i Turcji.
- Polska gospodarka ma szansę rosnąć w siłę, jeśli uda się wzmocnić krajowy kapitał prywatny. Nasz najnowszy raport pokazuje, że dwa kluczowe działania mogą przynieść największy efekt: zwiększenie krajowych oszczędności oraz rozwój polskich firm - podkreśla Urszula Kryńska z PKO BP.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl