Głośny program rządu jednak do kosza? Polacy w kropce
Flagowy program mieszkaniowy rządu stoi pod znakiem zapytania. Prace utykają, ostro krytykuje go Lewica. Jeśli programu "Na start" nie będzie, rynek się ustabilizuje, a ceny mieszkań spadną - informuje w środowym wydaniu "Rzeczpospolita".
Końca prac nad programem "Na start" nie widać. Konsultacje zostały przedłużone do końca maja. Nieoficjalnie można usłyszeć, że nowy minister rozwoju Krzysztof Paszyk z PSL, który stanął na czele resortu w ramach niedawnej rekonstrukcji rządu, "ostateczne decyzje co do losów całego projektu podejmie później".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dealer Rolls-Royce, McLaren, Aston Martina "Sprzedaję 2,5 tys aut rocznie" Piotr Fus w Biznes Klasie
W tej chwili żaden wariant projektu nie jest przesądzony. Nadal nieobsadzone pozostaje stanowisko wiceministra rozwoju ds. budownictwa, zwolnione przez Krzysztofa Kukuckiego z Lewicy, który został prezydentem Włocławka - informuje środowa "Rzeczpospolita".
Szum informacyjny, niepewność. Sytuacja jest dziwna, nikomu nie służy. Deweloperzy nie wiedzą, co, kiedy, komu i na jakich warunkach mogą zaoferować. Nie wiedzą, na jak długo mogą rezerwować mieszkania. Jeśli programu nie będzie, jakaś liczba umów się "wykolei" - tak sytuację związaną z programem "Na start" opisuje cytowany przez dziennik ekspert Jan Dziekoński, założyciel portalu FLTR.pl.
Dziekoński ostro krytykuje projekt programu, twierdząc, że to "populistyczne i polityczne protezy, które nie rozwiązują problemów mieszkaniowych mniej zamożnych Polaków". Jego zdaniem, zamiast dosypywać pieniądze na rynek, trzeba przede wszystkim opracować systemowy program zrównoważenia popytu i podaży. Wyjaśnia, że można to zrobić, zwiększając nie tylko ofertę mieszkań do zakupu, ale i na wynajem - informuje gazeta.
Program rządu w ogniu krytyki ekspertów
Program "Mieszkanie na Start" jeszcze nie ruszył, a już wzbudza kontrowersje. Eksperci nie mają wątpliwości, że program nakręci popyt, a wzrost cen jest nieunikniony. Zwracają jednocześnie uwagę na to, że w programie nie ma rozwiązań, które mogłyby skalę tych wzrostów ograniczyć.
Przypominają, że miał być adresowany do osób będących na granicy zdolności kredytowej, a tak ich zdaniem nie jest. Sama zapowiedź startu programu wywołała już efekt podobny, jak przy "Bezpiecznym kredycie 2 proc.". W efekcie ceny w centrum Warszawy przegoniły już poziom cen w Madrycie.