Ukryta gra Trumpa. Marzy o potędze. Kusi go nawet rosyjski gaz
Groźbą i presją Donald Trump sprawia, że w kolejce po amerykański gaz LNG ustawiają się i Europejczycy, i kolejne kraje Azji. Amerykanie nie kryją, że zawieszenie ceł ma dać czas na negocjacje, w których kontrakty gazowe będą ważną kartą. Chcą też kontroli nad kluczowymi gazociągami prowadzącymi do Europy.
Donald Trump kontynuuje grę, w której Ameryka ma stać się energetycznym potentatem. Zmieniając prawo już pierwszego dnia urzędowania, odblokował możliwości zwiększonego wydobycia i budowy nowych pól gazowych oraz terminali. USA mają podwoić obecną produkcję LNG (skroplonego gazu ziemnego) do 2030 r. Teraz czas na nowe kontrakty i wzmocnienie pozycji na rynku.
Groźbą i presją
Aby to zrobić, Trump wykorzystuje po równo - groźby i presję. Nakładając horrendalne cła na niemal cały świat, a później je zawieszając na 90 dni, Trump sygnalizował, że czas ten kraje powinny wykorzystać na przedstawienie oferty, która zadowoli USA. A kluczowymi umowami będą kontrakty na gaz, zbrojenie lub surowce.
Żądania prezydenta USA stale rosną. Unia Europejska zapewniała, że jest skłonna zwiększyć zakupy amerykańskiego LNG kosztem obecnych wolumenów sprowadzanych z Rosji. Mimo tego, Trump nałożył na Europę taryfy sięgające 20 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brutalny język Trumpa w polityce. Dyplomata zdradził, co za tym stoi
Podejmując się negocjacji, Ursula von der Leyen, zaproponowała układ celny "zero za zero" na samochody i inne towary przemysłowe, ale Trump pytany o takie rozwiązanie na konferencji prasowej w Białym Domu, stwierdził, że nie jest ono wystarczające.
Jego zdaniem UE musiałaby zobowiązać się do zakupu energii z USA o wartości 350 mld dol. czyli pokryć zamówieniami cały deficyt handlowy wyliczony przez gabinet Trumpa (choć w rzeczywistości nadwyżka UE w handlu towarami z USA wynosi ok. 150 mld dol.).
Biorąc pod uwagę, że w 2024 r. amerykański gaz stanowił już 45 proc. całego importu UE, a energetyczne zakupy Europejczyków miały wartość 13 mld dol., to kierując się żądaniami Trumpa, UE musiałaby zwiększyć zamówienia prawie 27-krotnie.
Obecnie Unia sprowadza gaz m.in. z Kataru i Algierii, ale także z USA i Rosji. A unijna polityka klimatyczna zakłada stopniowe zmniejszanie konsumpcji gazu na rzecz odnawialnych źródeł energii. Mimo tego komisarz ds. energii Dan Jorgensen w wywiadzie dla "The Financial Times" mówił, że "istnieje potencjał, abyśmy kupowali więcej LNG ze Stanów Zjednoczonych, ale oczywiście musi to odbywać się na warunkach zgodnych z naszą (zieloną - przyp. red.) transformacją".
Nie tylko Europa jest pod presją
Strategia Trumpa nie ogranicza się tylko do Europy. LNG ma być lewarem również dla innych krajów. Trump miał już rozmawiać o dużych zakupach amerykańskiego LNG z tymczasowym przywódcą Korei Południowej Hanem Duck-soo, o czym informował w ubiegłym tygodniu Bloomberg.
W kolejce po amerykańską energię miała ustawić się już także Japonia. Do tej pory głównymi dostawcami do tego kraju były: Australia z 26,6 mln ton (41 proc.), Malezja z 10,2 mln ton (15,8 proc.) i Rosja z 6,3 mln ton (9,7 proc.). USA natomiast dostarczały tylko 5,8 mln ton (9 proc.) LNG.
Większe zakupy gazu ze Stanów Zjednoczonych zapowiedziała także Indonezja, Tajlandia i Tajwan. Ten ostatni zadeklarował, że w ciągu najbliższej dekady może potroić udział amerykańskiego LNG (z obecnych 10 proc. do 30 proc.). Na tym nie koniec. Jak ocenił tamtejszy minister spraw gospodarczych Kuo Jyh-Huei w rozmowie z Bloombergiem, państwowe podmioty mogłyby kupić od Amerykanów towary warte 6 mld dol.
Zarówno Japonia, Korea Południowa, jak i Tajwan zapowiedziały także, że rozważają inwestycje w amerykańskie instalacje LNG na Alasce. To projekt o wartości 44 mld dol., wspierany przez Donalda Trumpa.
Trumpa kusi rosyjski gaz
Plany Donalda Trumpa idą znacznie dalej. Stany Zjednoczone wciąż utrzymują status największego na świecie eksportera LNG. W 2024 roku eksport tego surowca z USA sięgnął 88,3 mln ton.
Jak ocenia dr Szymon Kardaś, ekspert Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, Amerykanie nie bez powodu utrzymują sankcje wobec Rosji, również te obejmujące zachodnie technologie. Te bowiem skutecznie pogrzebały przedwojenne ambicje Moskwy w produkcji LNG. Przypomnijmy, że według założeń Strategii Energetycznej Federacji Rosyjskiej do 2035 roku (dokument z 2020 r.) Rosja miała miała produkować od 80 do nawet 140 mln ton LNG rocznie, z czego tylko w Arktyce - do 91 mln ton.
Dziś konkurentami dla amerykańskiego LNG są Katarczycy, Australijczycy oraz kilka państw w Afryce, ale nie Rosjanie - wyjaśnia Kardaś.
Co prawda rosyjski LNG wciąż kupowany jest przez część krajów Europy, ale nie może być on reeksportowany dalej w świat z powodu sankcji UE. Również najwięksi odbiorcy rosyjskiego LNG: Chiny czy Indie, ograniczają import.
- Rosjanie doszli do ściany. Mają w Europie Jamał LNG działający na maksymalnych parametrach i małe instalacje kontrolowane przez Gazprom w Portowaja oraz należący do Novateku terminal w Wysocku. W tym roku kończy się kontrakt na dostawy gazu rurociągiem przez Litwę do Obwodu Królewieckiego. Jeśli Wilno jej nie przedłuży, odcięta enklawa będzie musiała być zaopatrywana przez Portowaja LNG, zajmując całe jego moce. Zostaje jeszcze Arctic LNG-2. Pierwsza linia działa tylko na 25 proc., produkując zaledwie 6,6 mld ton. Sankcje na metanowce skutecznie paraliżują i ten projekt - wylicza dr Kardaś.
Jak podkreśla ekspert, nawet gdyby Trump złagodził dziś sankcje wobec Moskwy, Rosjanie mieliby problem, aby utrzymać potencjał wzrostu.
Rosjanie właściwie osiągnęli już swoje maksimum. Nim wymyślą własną technologię dla LNG, minie wiele czasu. USA pokonały na tym polu Rosję - podkreśla Kardaś.
Jednak dla Trumpa rosyjski gaz wciąż może być atrakcyjny. Jak pisaliśmy w money.pl, po stronie amerykańskiej pojawiły się sugestie, że USA mogłyby podjąć z Rosją współpracę gazową. W lutym 2025 roku "The Wall Street Journal" informował, że amerykański finansista z Miami Stephen P. Lynch próbuje nabyć udziały w gazociągu Nord Stream 2. Pojawiły się głosy, że amerykańska kontrola nad tym projektem mogłaby stanowić istotny atut w negocjacjach pokojowych z Rosją. To, że między USA a Rosją toczą się rozmowy o przywróceniu dostaw przez Nord Stream, potwierdził później Sergiej Ławrow.
Patrząc na to z perspektywy czysto biznesowej, taka współpraca mogłaby być korzystna dla obu stron. Amerykanie braliby tańszy gaz z rejonu jamajskiego i Syberii zachodniej od Rosjan i z własną metką sprzedaliby w UE. Udziały w Nord Streamie zmniejszyłby koszty transportu gazu i dostaw LNG. Rosja natomiast zarabiałby jako pośrednik.
To jednak niejedyny gazociąg, który interesuje Trumpa. Jak poinformował w sobotę "The Guardian", USA "żądają kontroli" nad kluczowym gazociągiem przesyłającym rosyjski gaz przez terytorium Ukrainy do Europy Zachodniej w ramach przygotowywanej umowy dotyczącej minerałów.
Chodzi o nitkę Urengoj-Pomary-Użhorod, którym tłoczony był gaz ziemny z zachodniej Syberii przez Ukrainę do Europy. W grudniu 2022 r. - w wyniku eksplozji - został on uszkodzony.
Jak donosi "The Guardian", najnowszy amerykański dokument zawiera żądanie, aby to Międzynarodowa Korporacja Finansowania Rozwoju USA przejęła nad nim kontrolę. Potwierdzałoby to tezę, że Trump gotowy jest zarabiać również na przesyle gazu z Rosji do Europy.
Pozostaje pytanie, jaka będzie odpowiedź Unii Europejskiej. Bruksela zakłada całkowite odejście od rosyjskiego gazu. Sprawdza też prawne możliwości, które pozwoliłyby europejskim firmom zerwać długoterminowe kontrakty na rosyjski gaz bez płacenia ogromnych kar umownych - pisał we wtorek "The Financial Times".
Jednak w samej UE są kraje - jak Słowacja czy Węgry - które naciskają na dalszy import surowców z Rosji i powrót do dawnych interesów z Moskwą.
Część europejskich firm wydaje się być skłonnych do współpracy z Rosją. Didier Ollo, wiceprezes francuskiej Engie, wskazuje, że Rosja mogłaby dostarczyć około 60-70 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, co zaspokoiłoby 20-25 proc. zapotrzebowania Unii, zamiast 40 proc. przed wybuchem wojny. Podobną opinię wyraził Patrick Pouillant, prezes - także francuskiego - TotalEnergies. Gdyby Trumpowi udało się uzyskać kontrolę nad wspomnianymi gazociągami, USA mógłby na tym sporo zarobić.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl