Wiatraki nie są zagrożeniem dla polskiego górnictwa. Oto dlaczego są nam potrzebne [OPINIA]
Nie jestem w stanie zrozumieć motywacji działania pana prezydenta. Budowa elektrowni wiatrowych nie zagraża nikomu, w tym - i mówię to z pełną świadomością - nie jest zagrożeniem dla polskiego górnictwa - pisze w opinii dla money.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę, w której znajdowało się rozwiązanie polegające na zmniejszeniu odległości, w jakiej można budować farmy wiatrowe od zabudowań. Nie oznacza to oczywiście, że w Polsce zupełnie zakazana będzie budowa wiatraków, ale możliwości ich powstawania zostaną znacznie ograniczone. Szacuje się, że weto do ustawy może ograniczyć nawet o połowę liczbę takich elektrowni.
Zastanówmy się zatem, po co są nami wiatraki, czy też mówiąc bardziej profesjonalnie, elektrownie wiatrowe.
Ze wszelkich wyliczeń wynika, że energia elektryczna pochodząca ze źródeł wiatrowych jest najtańsza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Friz kończy karierę influencera i buduje imperium - Biznes Klasa Young
Budowa jednego MW energii wiatrowej to obecnie koszt około 6 mln zł. Można założyć, że w stosunku do mocy nominalnej elektrownia wiatrowa jest w stanie produkować 25-30 proc. energii elektrycznej, czyli w ciągu roku 365 dni x 24 godziny z 25 proc. tzw. load factor może wyprodukować ok. 2200-2600 MWh, co przy dzisiejszej cenie energii na poziomie 420 zł za MWh daje przychód na poziomie 930 tys. zł - 1,09 mln zł.
Koszty wytworzenia i utrzymania w sprawności technicznej takiego wiatraka szacuje się na 100 zł za MWh, zatem jesteśmy w stanie wygenerować roczną stopę zwrotu na poziomie ponad 10 proc. W tym miejscu przypomnę, że mrożona cena dla gospodarstw domowych wynosi 500 zł za MWh, czyli ok. 20 proc. więcej, niż przyjąłem w kalkulacjach.
Ekstremalnie drogi polski węgiel
Dla porównania, gdybyśmy chcieli oprzeć naszą energetykę na krajowym węglu, którego koszt wydobycia jednej tony sięga 1 tys. zł, a przeciętna elektrownia węglowa potrzebuje niemal pół tony do wytworzenia 1 MWh, otrzymujemy wartość która zbliża nas do ceny energii na rynku, a w żaden sposób nie doliczaliśmy jeszcze wynagrodzeń pracowników, kosztów remontów elektrowni czy nawet sławnego ETS.
Oczywiście węgiel z polskich kopalń jest ekstremalnie drogi, ten na światowych rynkach można kupić nawet za 40 proc. ceny wydobycia w polskich kopalniach, ale przecież w naszej polityce energetycznej nie chodzi o to, żeby spalać importowany węgiel.
Musielibyśmy wyłączać klimatyzatory
W tym miejscu odezwie się wiele głosów wskazujących na to, że porównuję jabłka do gruszek. Trzeba przyznać, że głosy te nie będą pozbawione sensu. Chodzi o to, że elektrownie węglowe mogą pracować praktycznie przez całą dobę, niezależnie od tego czy wieje lub świeci, co jak wiadomo nie jest cechą większości źródeł odnawialnych.
Warto jednak przypomnieć, że z tą stabilnością elektrowni węglowych też nie jest tak bardzo różowo. Jeszcze zanim nastąpił w Polsce bum na fotowoltaikę, czyli w roku 2015, operator polskiego systemu przesyłowego zmuszony był do wprowadzenia ograniczeń w dostarczaniu i poborze energii. Bo niski stan wód nie pozwalał na właściwe chłodzenie bloków węglowych. Od tego czasu, gdyby nie panele produkujące olbrzymie ilości energii w czasie słonecznych dni, jestem przekonany, że musielibyśmy wyłączać nasze klimatyzatory, a przemysł ograniczać produkcję.
Co zatem możemy zrobić w sytuacji, gdy wiatr i słońce nie pozwalają na ciągłą produkcję energii elektrycznej, a jej produkcja z krajowego węgla jest bardzo droga?
Właściwie pozostaje nam jedna rzecz, którą nazywamy miksem energetycznym, a za tą nazwą kryje się de facto próba takiego wytworzenia energii, która w ciągu całego roku zapewni nam możliwie najniższą cenę.
Kluczowy miks energetyczny
W Polsce wybudowaliśmy bardzo dużą liczbę instalacji fotowoltaicznych, być może jest ich nawet zbyt wiele, ale to już inna dyskusja. Te panele dzisiaj są, produkują energię i z uwagi na ich obecne koszty wytworzenia energii elektrycznej należy z nich korzystać w maksymalnym stopniu.
Niestety nie jest to możliwe, ponieważ po zachodzie słońca musimy nadal mieć prąd. Każdy, kto palił kiedykolwiek w kotle węglowym, zdaje sobie sprawę, że rozpalenie go nie jest takie proste. Zatem nie jest możliwe całkowite wygaszenie elektrowni węglowych w czasie gdy świeci słońce, ponieważ po jego zachodzie, nie jesteśmy w stanie szybko uzyskać wystarczających ilości energii. Oznacza to, że w słoneczny dzień musimy wyłączać panele i palić węglem, bo tak jest specyfika systemu.
Ale w polskich warunkach, bardzo często, gdy nie ma słońca, wieje wiatr - stąd, znów wracając do słowa "miks energetyczny" - można korzystać ze słońca, wiatru i są one często przemienne.
Oczywiście nadal pojawia się problem, co robić w nocy, gdy nie wieje wiatr. Tutaj jako rozwiązanie przychodzą magazyny energii lub elektrownie gazowe.
Magazyny energii oparte na rozwiązaniach bateryjnych wciąż są dość drogie, ale budowa elektrowni gazowych, jak pokazują ostatnie przykłady choćby z Elektrowni Dolna Odra, może być szybka i tania.
Z czasem można założyć, że również budowa magazynów bateryjnych będzie tańsza i opłacalna dla systemu.
OZE plus gaz. Koszty łatwo oszacować
Co to oznacza w praktyce? Mając już dzisiaj zbudowane moce fotowoltaiczne, dokładając do nich moce wiatrowe, możemy uzyskać stosunkowo duże ilości taniej energii w miksie. Energia z gazu będzie droższa, ale cechą takich rozwiązań jest to, że w przeciwieństwie do węgla, można je uruchomić bardzo szybko i praktycznie nie wymagają ciągłej pracy, w czasie gdy mamy nadwyżki energii z OZE.
Generalnie miks energetyczny oparty na źródłach odnawialnych i gazie jesteśmy w stanie zbudować dość szybko - w ciągu kilku lat i po kosztach, które są proste do oszacowania, z minimalnym ryzykiem, że będą istotnie droższe.
Polski węgiel nadal będzie miał zbyt, bo mamy kilka stosunkowo nowych elektrowni węglowych, które pozostaną z nimi przez wiele lat. Po prostu import węgla zastąpimy importem gazu, ale stosując mądrą politykę w zakresie miksu, możemy stopniowo kupować go coraz mniej.
W tym miejscu muszę wspomnieć o energii jądrowej. Nawet najwięksi zwolennicy tego rodzaju wytwarzania prądu przyznają, że w polskich warunkach budowa pierwszej elektrowni jądrowej zajmie nie mniej niż 15 lat. Może ona mieć ok 3-4 GW mocy, podczas gdy my potrzebujemy co najmniej 25 GW. Musimy także myśleć o tym, skąd będziemy czerpać energię w perspektywie następnych kilku lat.
Bloki węglowe z lat 70. nie będą pracować wiecznie, nawet gdybyśmy bardzo chcieli. Budowa nowych elektrowni węglowych spowoduje, że będziemy musieli importować więcej węgla, a pozostając w Unii, realnie nie ma szans na obejście systemu ETS.
Wiatraki nie są zagrożeniem dla polskiego górnictwa
Zatem nie jestem w stanie zrozumieć motywacji działania pana prezydenta. Budowa elektrowni wiatrowych nie zagraża nikomu, w tym - i mówię to z pełną świadomością - nie jest zagrożeniem dla polskiego górnictwa, które i tak musi się reformować. Daje nam za to szanse na budowę stosunkowo taniej energetyki w perspektywie kilku lat, czyli dokładnie wtedy, gdy będziemy jej potrzebować. Co więcej, moim zdaniem nie mamy alternatywy.
W swoich rozważaniach nie kieruję się w żaden sposób argumentem środowiskowym, rozumiem, że dla wielu osób może być on mało przekonujący. Dlatego też staram się używać wyłącznie argumentów ekonomicznych, a nie jak powiedzą niektórzy - ideologicznych.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na pewien istotny argument. Elektrownie wiatrowe są budowane w Polsce za prywatne pieniądze. Nie wymagają już dzisiaj żadnego dofinansowania z budżetu państwa. Bardzo często tego typu inwestycje opierają się na umowach typu PPA, tzn. prywatny przedsiębiorca podpisuje umowę na dostawę energii elektrycznej do prywatnej firmy. Taką umowę podpisał w Polsce Amazon, największy na świecie dostawca usług informatycznych w tzw. chmurze.
Być może dzisiaj, ograniczając możliwości budowy wiatraków w Polsce, właśnie pożegnaliśmy się z inwestorem, który w oparciu o tanią i czystą energię chciał w Polsce wybudować centrum danych lub inną inwestycję o dużej wartości dodanej dla gospodarki.
Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ