Wstrzymał cła, ale to jeszcze nie koniec. Wiemy, kto w Polsce oberwałby najmocniej
Gdyby amerykańskie cła weszły w życie, to w Polsce najbardziej ucierpieliby producenci żywności, wyrobów tytoniowych i branża motoryzacyjna - wynika z szacunków PIE. W ciągu roku od wprowadzenia ceł PKB Polski mógłby się skurczyć o 0,4 proc. w porównaniu ze scenariuszem alternatywnym bez taryf.
Prezydent USA ogłosił w środę wieczorem polskiego czasu, że podnosi cła na Chiny do 125 proc., ale zawiesza taryfy dla innych krajów na 90 dni - chodzi o dodatkowe cła, które zapowiedział w ubiegłą środę, a które miały wejść w życie od 9 kwietnia. W czasie najbliższych trzech miesięcy kraje ze słynnej listy, także UE, czyli również Polska, mają być obłożone cłami w wysokości 10 proc. Pozostałe taryfy, które weszły w życie wcześniej, nadal obowiązują.
Jeszcze zanim Donald Trump poinformował o zmianie decyzji w sprawie ceł ogłoszonych 2 kwietnia, Polski Instytut Ekonomiczny oszacował ich możliwy wpływ na polską gospodarkę.
Gdyby weszły w zapowiadanej do niedawna postaci, doszłoby do znaczących redukcji w eksporcie z Polski, zwłaszcza w sektorze produkcji żywności i wyrobów tytoniowych (spadek o ok. 5 proc.) oraz w handlu hurtowym (spadek o 3 proc.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Panika na światowych giełdach. Trump widzi w tym lekarstwo dla USA
Sektor motoryzacyjny odnotowałby spadek eksportu, ale prawdopodobnie znacznie mniejszy (o 1 proc.). To oznaczałoby także, że zmniejszy się produkcja krajowa - najsilniej odczułyby to sektory: rolniczy, produkcji żywności oraz wytwarzania odzieży i usługi transportowe. Produkcja w sektorze motoryzacyjnym mogłaby się zmniejszyć o około 0,9 proc. - szacował Polski Instytut Ekonomiczny.
Od początku dyskusji o wpływie ceł Trumpa na polską gospodarkę na pierwszym planie był przemysł motoryzacyjny, a okazuje się, że bardziej dotknięte mogą być inne.
- W przypadku przemysłu motoryzacyjnego skutki nie są tak duże z uwagi na to, że polski eksport z tego sektora jest zdywersyfikowany i łatwiej w tym przypadku zmienić kierunki dostaw. Dodatkowo europejska branża motoryzacyjna już wcześniej zaczęła się przenosić do Ameryki Północnej, uprzedzając podwyżki ceł - mówi Marek Wąsiński, kierownik zespołu gospodarki światowej w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Jeśli chodzi o ogólny wpływ na polską gospodarkę, to ekonomiści PIE szacują, że wdrożenie zapowiedzianych wcześniej ceł przyniosłoby w ciągu roku od ich wprowadzenia spadek PKB Polski o około 0,4 proc. w stosunku do scenariusza bazowego. Jednak pierwotny szacunek PIE brał pod uwagę, że cła dotkną tylko UE, a kolejny, że zostały nałożone na 70 krajów, w tym UE czy Chiny, a jak się okazuje - na razie mają dotknąć głównie Chin.
Jak widać jesteśmy w sytuacji dużej niepewności. Obecnie widać wojnę z Chinami, co może być korzystne dla UE, bo mimo ceł na jej towary może zwiększyć się ich udział w eksporcie do USA. Ponieważ towary z Chin są oclone znacznie wyżej, a Amerykanie nie będą w stanie szybko postawić fabryk, by zwiększyć własną produkcję. Dlatego ostatecznie nasze straty mogą być niższe, choć spowolnienie gospodarcze na całym świecie i poczucie niepewności także osłabiają wzrost - ocenia Marek Wąsiński.
Jak podkreśla ekonomista, mimo decyzji Donalda Trumpa o zwieszeniu najwyższych stawek ceł m.in. wobec UE, nadal mamy do czynienia z sytuacją, w której bariery handlowe wzrosły, bowiem w przypadku UE cła mają wynieść 10 proc.
Jak zwracają uwagę autorzy PIE, Stany Zjednoczone stanowią drugi, zaraz po Niemczech, rynek zbytu dla polskiej wartości dodanej na świecie. W 2023 r. finalny popyt w USA odpowiadał za 2,6 proc. polskiego PKB i około 3 proc. zatrudnienia. Ponad połowa (57 proc.) tych relacji wynika z eksportu pośredniego prowadzonego przez inne państwa - przede wszystkim Unii Europejskiej, jak Niemcy, ale także Meksyk i Kanadę.
W eksporcie bezpośrednim z Polski USA zajmują dopiero 8. miejsce wśród głównych odbiorców. Niemniej jednak negatywne skutki ceł, wynikające z tych pośrednich powiązań, mogą mieć duży wpływ na polską gospodarkę. Na towary z UE Trump nałożył w ubiegłym tygodniu 20-proc. cła, na samochody ze Wspólnoty stawka jest jeszcze wyższa - 25 proc. Jak liczy PIE, jeśli Trump odwiesi cła, średnia ważona stawka celna w USA wzrośnie o 19,3 pkt. proc.
UE szykowała odwet, ale zostawiła sobie furtkę
Po środowej wolcie Trumpa, pod znakiem zapytania jest reakcja Komisji Europejskiej. Kilka godzin przed decyzją amerykańskiego prezydenta o wstrzymaniu nowych taryf, KE poinformowała, że jej propozycja ceł odwetowych uzyskała poparcie państw członkowskich. "UE uważa amerykańskie cła za nieuzasadnione i szkodliwe, powodujące straty ekonomiczne dla obu stron" - broniła decyzji KE.
Cła unijne miałyby wejść w życie od 15 kwietnia. "Te środki mogą zostać zawieszone w każdym momencie, jeśli USA zgodzą się na sprawiedliwe i zrównoważone wynegocjowane rozwiązanie" - zastrzegała jednak KE 9 kwietnia, zanim Trump zrobił nagły zwrot.
Polska nie zamierza wychodzić przed szereg w sprawie odpowiedzi na cła, jakie Donald Trump wprowadził wobec Unii Europejskiej. Rządzący obawiają się scenariusza, w którym dyskusja mogłaby zejść szczebel niżej na poziom relacji dwustronnych z USA. W takim przypadku Stany mogłyby rozgrywać poszczególne kraje. - Mieliśmy obawy, że tak zostaną ułożone taryfy, ale na szczęście tak się nie stało - mówi nam osoba z rządu.
Choć odpowiedź szykowała Bruksela, to stolice państw UE mają się w tej sprawie konsultować. Jak usłyszeliśmy w środę (przed woltą Trumpa), w najbliższych dniach premier Donald Tusk ma rozmawiać na ten temat z europejskimi liderami. O ile Francja deklarowała się jako zwolenniczka bardzo twardego kursu wobec USA, to Warszawa jest za tym, żeby odpowiedź była stanowcza, ale nie zaogniała relacji.
Ciągle trwa próba uśmierzenia wojny celnej. Coraz częściej pojawiają się głosy różnych think tanków, że najmądrzejszą reakcją byłby brak reakcji, bo każda jest szkodliwa dla gospodarki UE i może wywołać jeszcze większą kontrakcję Trumpa. Ale z drugiej strony on tylko respektuje siłę i jeśli się jej nie okaże, będzie używał sobie na UE - mówił money.pl przed decyzją Trumpa o zawieszeniu taryf europoseł KO Janusz Lewandowski.
Jak wynika z przecieków, które opisały PAP i Reuters, KE przygotowała propozycje odwetowe, które mają maksymalnie wynieść 25 proc., choć w niektórych przypadkach 10 proc. Lista objętych cłami obejmuje m.in. diamenty, jaja, nić dentystyczną, kiełbasy i drób, ale wyklucza amerykańską whisky, burbon, wino i nabiał.
Brak alkoholu na liście to m.in. efekt lobbingu Francji i Włoch. Francuzi, choć wzywają do twardego kursu, jednocześnie chcą ochronić producentów wina. - Mamy 27 krajów, ich różne interesy eksportowe i chęć uniknięcia strat. Widzę pokusę, żeby uczynić odpowiedź dotkliwą dla stanów, które poparły Trumpa. Np. cła na cygara z Georgii czy motocykle Harley-Davidson (produkowane w Pensylwanii), ale nie ma chęci zaogniania sytuacji, zwłaszcza że widać już rozpętaną wojnę między USA a Chinami - komentuje propozycję KE Janusz Lewandowski.
Odpowiedź dla USA bez kursu na Chiny
Osobną kwestią jest to, czy Bruksela weźmie pod uwagę inne warianty odpowiedzi. Podręcznikowym środkiem przeciwdziałania cłom są subsydia, tyle że na razie nie widać, by UE szykowała się na taki wariant. Mogą tego spróbować państwa członkowskie.
- Jako o bazooce, czyli takiej ostatecznej odpowiedzi, raczej się rozmawia o opodatkowaniu platform cyfrowych z USA. To może najbardziej boleć, ale też dotknie europejskich konsumentów - podkreśla Lewandowski.
Inna kwestia to szukanie możliwości przekierowania towarów, które trafiały do USA, na inne rynki. Jak informuje "Berliner Zeitung", Ursula von der Leyen rozmawiała telefonicznie z chińskim premierem Li Qiangiem, proponując współpracę w zakresie ograniczenia wpływu amerykańskich taryf na europejski rynek.
Na pomysły zbliżenia z Chinami polski rząd patrzy z dystansem. - Mam nadzieję, że nikomu nie chodzi po głowie zbliżenie z Chinami. Na pewno nie będzie to na poziomie państw członkowskich, musimy tu zachować wspólny front - podkreśla nasz rozmówca.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl