Prezydent USA opublikował 9 kwietnia w mediach społecznościowych post, w którym napisał wielkimi literami: "TO IDEALNY CZAS, BY KUPOWAĆ" i podpisał się jako DJT. Według niektórych polityków i obserwatorów rynku mógł zasugerować w ten sposób zakup akcji na giełdzie. Kilka godzin później ogłosił 90-dniową pauzę dotyczącą ceł, ogłoszonych 2 kwietnia, a stawkę taryf wymierzonych w Chiny podniósł do poziomu 145 proc.
Decyzja ta wywołała gwałtowny wzrost indeksu S&P 500, który – jak podkreślały amerykańskie media – osiągnął największe wartości od czasów odbudowy gospodarki po kryzysie z 2008 r.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trump zamieszany w insider trading?
Szybko pojawiły się pytania o to, czy ktoś z otoczenia prezydenta USA lub sam Donald Trump nie powiadomił sprzyjających mu biznesmenów czy polityków, że decyzja ws. ceł zostanie wstrzymana.
Na podstawie tych wydarzeń Donald Trump został oskarżony o stosowanie tzw. insider tradingu – mówi Hubert Stojanowski, dyrektor ds. inwestycji klientów z Domu Inwestycyjnego Xelion.
– Jest to wykorzystanie informacji poufnych, czyli niedostępnych publicznie. Przykładowo, dana osoba znajduje się w posiadaniu informacji dotyczących wyników finansowych spółki X, która opublikuje te wyniki za cztery dni. Ma świadomość, że wyniki będą dużo lepsze od oczekiwanych. Następnie, wykorzystując te informacje, kupuje akcje przed publikacją wyników, wiedząc, że wartość tych akcji znacznie wzrośnie – wyjaśnia Stojanowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Stojanowski zwraca uwagę, że sytuacja jest o tyle nietypowa, że już 7 kwietnia w środowisku inwestycyjnym pojawiały się – później dementowane – informacje mające pochodzić z Białego Domu o tym, że cła zostaną wstrzymane.
Informacje te miały istotny wpływ na notowania na nowojorskiej giełdzie. 7 kwietnia mogliśmy zaobserwować dynamiczny wzrost cen akcji, który jednak opadł po zdementowaniu wspomnianych doniesień – przypomniał.
Na wpis Trumpa z 9 kwietnia oraz decyzję administracji o wstrzymaniu ceł natychmiast zareagowali politycy opozycyjnej Partii Demokratycznej. – Czyż nie jest to manipulacja rynkiem? – pytał w mediach społecznościowych kongresmen Mike Levin z Kalifornii. Wtórował mu demokratyczny senator Adam Schiff z tego samego stanu.
Czy ktoś kupował lub sprzedawał akcje i czerpał zyski kosztem społeczeństwa? – stawiał pytania polityk.
Sześciu czołowych senatorów Partii Demokratycznej – m.in. Elizabeth Warren, Chuck Schumer, Ron Wyden i Adam Schiff – 11 kwietnia skierowało list do Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC).
Politycy domagają się śledztwa w sprawie możliwego wykorzystania informacji publicznych do manipulacji rynkowej przez osoby związane z administracją Trumpa oraz rodzinę prezydenta. "Osoby wtajemniczone mogły wiedzieć, że ogłosi on (prezydent USA – przyp. red.) wstrzymanie ceł i że (sytuacja na) rynku się poprawi" – argumentowali senatorowie.
– Dokładnie tę samą informację można było usłyszeć w środowiskach inwestorów w poniedziałek – zauważa Stojanowski, nawiązując do komunikatu administracji Trumpa z 9 kwietnia. Przyznaje, że "wyglądało to co najmniej zastanawiająco".
Jednocześnie zastrzega: "Nie jestem prawnikiem, a tym bardziej nie znam się na amerykańskim systemie prawnym, dlatego nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, czy w opisywanej sytuacji doszło do tzw. insider tradingu – ze względu na to, że post był publiczny".
Jednak rzeczywiście, mamy tu do czynienia z czymś, co może nosić znamiona manipulacji rynkowej – ocenia Stojanowski.
"Trump manipuluje rynkiem". Chaos na giełdach
Miliony dolarów kary za insider trading
W Stanach Zjednoczonych osoby fizyczne mogą zostać skazane za insider trading. Grozi za to kara do 20 lat pozbawienia wolności oraz grzywna w wysokości do 5 mln dolarów, natomiast firmom grozi grzywna sięgająca 25 mln dolarów. Dodatkowo SEC może nałożyć na podmioty dopuszczające się insider tradingu kary finansowe w wysokości do trzykrotności osiągniętego zysku lub unikniętej straty.
W dyskusji wokół tego, co wydarzyło się przed i po 9 kwietnia, dominuje jednak przekonanie, że nikt nie zbada sprawy potencjalnego wycieku informacji w czasie prezydentury Donalda Trumpa. - Przewiduję, że był to historyczny dzień, w którym doszło do insider tradingu i osiągnięcia zysków na ogromną skalę (przez osoby, które dostały wcześniej informację o pauzie - przyp. red.). Ale o tym dowiemy się dopiero wtedy, gdy kolejne wybory prezydenckie wygra kandydat Partii Demokratycznej. To da się sprawdzić nawet po takim czasie. Są ślady cyfrowe (tego kto, jak obstawiał w tych dniach na giełdzie - przyp. red.) - przekonywał w swoim podcaście profesor Scott Galloway, przedsiębiorca, wykładowca, specjalista od marketingu.
Prof. Kathleen Clark z Washington University, cytowana przez dziennik "The New York Times", zwróciła uwagę, że "gdyby w USA nadal panowały rządy prawa, zostałoby to zbadane".
"SEC, która bada możliwe naruszenia federalnych przepisów dotyczących papierów wartościowych, odmówiła odpowiedzi na pytania dotyczące wpisu Trumpa" - poinformował tymczasem "NYT".
Biały Dom broni działań głowy państwa. – Obowiązkiem prezydenta jest uspokojenie rynków i Amerykanów – podkreślił w rozmowie z dziennikiem Kush Desai, przedstawiciel służb prasowych administracji Donalda Trumpa, nawiązując do innego wpisu prezydenta, w którym radził zachować spokój niedługo przed ogłoszeniem decyzji o 90-dniowej pauzie.