Między Chinami a USA trwa wojna handlowa - którą niektórzy już nazywają totalną - po tym, jak oba kraje eskalowały wzajemne cła do rekordowych poziomów.
Obecne taryfy na import z Chin do USA sięgają 145 proc., natomiast chińskie cła odwetowe na wszystkie amerykańskie towary wynoszą 125 proc. Kilka dni temu w oficjalnym komunikacie Białego Domu pojawiła się informacja, że USA biorą pod uwagę 245-proc. cła wymierzone w Państwo Środka. Pekin tymczasem podkreśla, że taryfy na import chińskich produktów "osiągnęły irracjonalny poziom".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wyciąć wszystkie amerykańskie produkty"
Bartłomiej Sieniec w Hongkongu (Specjalny Region Autonomiczny, terytorium miejskie pod kontrolą Chińskiej Republiki Ludowej - przyp. red.) mieszka od kilkunastu lat, ma tam aż siedem restauracji. Dlaczego zdecydował się osiąść właśnie tam?
- Przez filmy z Brucem Lee - żartuje w rozmowie z money.pl. - Ja zawsze chciałem wyjechać na Wschód, podróżowałem przez rok po całej Azji, zatrzymałem się w Hongkongu i tak już zostało. Uwielbiam to miasto. Teraz pół roku spędzam tutaj, a pół roku w Warszawie, gdzie przygotowujemy się do otwarcia dwóch restauracji - mówi money.pl.
Zapytaliśmy go, jak zwykli mieszkańcy reagują na wojnę handlową z USA?
Podchodzimy do sprawy spokojnie. Już nakazałem, aby wyciąć wszystkie amerykańskie produkty z naszej listy. Chodzi np. o mięso. To właśnie z USA przyjeżdżała do nas wołowina. Już przestawiliśmy się na dostawy z Australii. To była szybka decyzja, podjęta miesiąc temu, kiedy zapowiadało się, że sytuacja może zmienić się diametralnie - mówi Bartłomiej Sieniec.
- Może mi spaść utarg, bo cały biznes zjedzie w dół, ale według mnie Chiny są bardzo dobrze przygotowane do nowej sytuacji. I tak naprawdę teraz rozmowa będzie ws. zwiększenia handlu między Europą a Chinami, co jest naturalną konsekwencją decyzji Stanów Zjednoczonych zamykających się na światowy handel. Nie mamy w sumie w historii dobrego przykładu, żeby wysokie cła zwyciężyły - dodaje polski przedsiębiorca.
"Ameryka sama wsadziła sobie kij w szprychy"
- To nie jest sprawa, którą w tej chwili jakoś szczególnie odczuwamy. Tak naprawdę, jeżeli ja się przejdę po domu, to widzę, że nie mam wiele rzeczy amerykańskich. Ale jednym z głównych produktów, które Chiny importują z USA, jest soja, która służy m.in. do żywienia świń, a jest ich w Chinach 500 milionów. I to będzie oznaczało, że wzrosną ceny wieprzowiny - mówi w rozmowie z money.pl Cezary Grucza, który od 14 lat mieszka i pracuje w Hongkongu.
- Zmniejszony eksport uderzy w Chiny, które mogą stracić tak naprawdę 5 proc. swojego PKB - ocenia.
Przekonuje, że to Stany Zjednoczone bardziej ucierpią na wojnie handlowej.
Ameryka odczuje to szybciej, mocniej i będzie dużo więcej głosów (sprzeciwu - przyp. red.), niż to będzie w Chinach. Jeżeli tutaj partia powie, że tak ma być, to ludzie nie będą tego kwestionować. Będzie szło jak walec. Ameryka sama wsadziła sobie kij w szprychy - dodaje Polak.
- Chiny mogą starać się utrzymać popyt, sprzedając towary po cenach dumpingowych. Jeżeli Chiny pójdą na zwarcie, to sprzedaż do USA znacznie spadnie. Podobnie, jak USA podniesie cła by "wyrównać" spadek cen chińskich towarów. Niezależnie od wszystkiego należy spodziewać się problemów gospodarczych w USA, spadku zamożności społeczeństwa i tym samym popytu - ocenia w komentarzu dla money.pl dr hab. Sławomir Jankiewicz, prof. Uniwersytetu WSB Merito.
Chiny mają lepszą pozycję, ponieważ mogą rozwijać sprzedaż do krajów BRICS (Brazylia, Indie, Rosja, Chiny, RPA - przyp. red.) oraz Ameryki Południowej i Afryki, które Chińczycy 'kontrolują' - dodaje nasz rozmówca.
Kto wygra wojnę handlową? "Będziemy obserwować ucieczkę kapitału"
Świat obserwuje rywalizację USA i Chin z coraz większym niepokojem. Opinie o tym, kto z tego starcia wyjdzie zwycięsko, są mocno podzielone.
- Naszym zdaniem Trump nie może wygrać batalii handlowej z Chinami. Pekin może wytrzymać dłużej niż USA, a Donald Trump ostatecznie będzie musiał się wycofać. Jednak początkowo polityka administracji USA prawdopodobnie będzie polegać na izolowaniu Chin, aby uzyskać korzystniejsze warunki. Tak więc droga do ostatecznej umowy (handlowej - przyp. red.) prawdopodobnie będzie przebiegać przez większą zmienność rynku - tak komentował niedawno relacje handlowe USA i Chin Mohit Kumar, główny ekonomista finansowy w Jefferies.
Ian Bremmer, założyciel firmy konsultingowej Eurasia Group, uważa z kolei, że na wojnę handlową między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, te drugie stać zdecydowanie mniej niż USA. Wskazuje, że Chińczycy co prawda mają więcej cierpliwości i stabilniejszą politykę wewnętrzną, bo ich lider będzie rządził jeszcze przez długi czas - ale ich gospodarka sobie nie radzi.
- Chińczycy nie kupują, nie chcą wydawać pieniędzy, bo nie ufają swojemu rządowi, nastroje konsumenckie są słabe. Amerykańskie cła zostały wymierzone także w kraje Azji Południowo-Wschodniej, czyli państwa, do których eksportują Chiny. Dlatego myślę, że Państwo Środka jest w tarapatach i będziemy obserwować ucieczkę kapitału z tamtego kierunku. Ich gospodarkę czekają bezprecedensowe wyzwania. W krótszej perspektywie ona ucierpi - powiedział Bremmer w podkaście Scotta Gallowaya "The Prof G Pod".
Myślę, że Chińczycy będą bardzo ostrożni, podejmując decyzję o dalszej eskalacji wojny handlowej z Amerykanami. W dłuższej perspektywie mogą wyjść z tego zwycięsko, ale muszą być cierpliwi i poradzić sobie z ciosem wymierzonym im przez najpotężniejszy kraj świata - dodał.
O co walczą giganci
Stawka, o którą walczą Chiny i USA, jest bardzo wysoka. Wartość handlu między dwiema potęgami wyniosła w 2024 r. 585 mld dolarów. Wymiana ta nie była rozłożona równomiernie: podczas gdy Stany Zjednoczone sprowadziły z Chin towary o wartości 440 mld dol., to eksportowały jedynie za 145 mld dol.
Oznacza to, że USA miały z Chinami deficyt handlowy w wysokości 295 mld dolarów, co stanowi ok. 1 proc. amerykańskiej gospodarki.
Chiny z USA sprowadzały dotychczas najczęściej:
- soję (9 proc. całkowitego importu Państwa Środka ze Stanów Zjednoczonych),
- samoloty (8 proc.),
- czipy (4 proc.),
- leki (4 proc.).
Natomiast najczęściej sprowadzanym towarem z Chin do USA są telefony komórkowe (odpowiadają za 9 proc. całkowitego importu Stanów Zjednoczonych z Państwa Środka). W dużej części to telefony produkowane w chińskich fabrykach dla amerykańskiego koncernu Apple. USA importują także m.in. laptopy (7 proc.), baterie (3 proc.) i zabawki (2 proc.).
USA i Chiny wspólnie odpowiadają za 43 proc. światowego PKB, więc wojna handlowa bez wątpienia będzie miała konsekwencje także dla innych krajów m.in. poprzez zakłócenia w łańcuchach dostaw czy spadek konsumpcji.
Analitycy ostrzegają też, że Chiny, które i tak już mają nadwyżkę produkcyjną, będą szukały nowych rynków zbytu dla swych towarów, sprzedając je po dużo niższych cenach. Zwiększony eksport z Chin może zaś dotknąć - na przykład - europejski przemysł, który już ma trudności z ostrą konkurencją cenową ze strony chińskich producentów.
****
Z Polakami mieszkającymi w Hongkongu, rozmawialiśmy przy okazji targów Hong Kong Electronics Fair, w których dolnośląska delegacja uczestniczyła w ramach projektu Going Global 4.0.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl