Tak zarabiają byli prezydenci. Biznes, wykłady i kontrowersyjna współpraca
Andrzej Duda został członkiem rady nadzorczej polskiego fintechu. W ten sposób podąża drogą poprzedników, którzy po opuszczeniu Pałacu weszli do biznesu. Byli prezydenci zarabiają, prowadząc też wykłady, a niektórzy promowali spółkę Cinkciarz.pl, której prezes jest obecnie poszukiwany listem gończym.
- Po latach służby publicznej chcę wykorzystywać swoje doświadczenie do wspierania rozwoju technologii i innowacji, które mają realny wpływ na gospodarkę - powiedział Andrzej Duda w rozmowie z "Pulsem Biznesu".
Po 10 latach sprawowania urzędu prezydenta postawił na biznes. Były prezydent będzie wspierać "polskiego Revoluta". Duda wyjaśnił, że "przyjął na siebie współodpowiedzialność za nadzór nad tym, by ZEN.com był instytucją maksymalnie bezpieczną dla konsumentów".
Były premier o zagrożeniach dla Polski. "Przygotować się na najgorsze"
W tym samym czasie media obiegła informacja o rzekomym zatrudnieniu Agaty Kornhauser-Dudy w Narodowym Banku Polskim. Nazwisko byłej pierwszej damy przez chwilę znajdowało się w rejestrze pracowników. Informację o tym, że jego żona ma zostać doradcą prezesa NBP, zdementował Andrzej Duda - za pośrednictwem swojej bliskiej współpracowniczki Małgorzaty Paprockiej, byłej szefowej Kancelarii Prezydenta. Oświadczenie wydało także NBP.
Nie u Trumpa, nie w MKOl
Informacja o tym że Andrzej Duda będzie pracował dla polskiego fintechu odbiła się szerokim echem. Pojawiły się dziesiątki komentarzy sugerujących, że były prezydent, który zajmował najwyższy urząd w państwie aż przez dekadę, powinien sięgać wyżej. Zwłaszcza, że w przeszłości mówiło się, że Duda może zostać członkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego lub znaleźć inną pracę za granicą, np. za oceanem - dzięki dobrym relacjom z prezydentem Donaldem Trumpem.
W obronie pary prezydenckiej stanął Radosław Sikorski. Szef MSZ napisał na platformie X, że "nie podziela oburzingu". I zasugerował, że prezydentom i premierom należy dać godne emerytury. Wtedy mogliby "stronić od biznesu".
Również nie podzielam oburzingu. Zwolennicy Andrzeja Dudy nie są oburzeni tą decyzją. Tak samo zwolennicy Bronisława Komorowskiego nie byliby oburzeni jego projektem biznesowym. Nie szalejmy - odpowiada dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Nasz rozmówca zaznacza, że Duda będzie członkiem zarządu "i nie bierze się od razu za zarządzanie spółką". - Będzie służyć doświadczeniem komuś, kto tym biznesem zarządza. Prezydent Duda przez 10 lat kierował państwem pod dużą presją, rozwiązywał sytuacje kryzysowe. W biznesie to cenna kompetencja - ocenia dr Annusewicz.
Zwraca uwagę na niskie uposażenie emerytalne byłych prezydentów, które jest na tyle niewielkie, że "potrzeba zarabiania jest naturalna". Prezydenci otrzymują dożywotnią emeryturę niezależnie od wieku oraz podjęcia później pracy zawodowej. To 75 proc. wynagrodzenia zasadniczego urzędującego prezydenta (ok. 18,5 tys. zł brutto), co oznacza, że emerytura wynosi ok. 13,7 tys. zł brutto.
- Z punktu widzenia przeciętnego człowieka to istotne pieniądze, natomiast oczekujemy od byłych prezydentów obecności w przestrzeni publicznej. To wymaga pieniędzy - mówi Olgierd Annusewicz. I przypomina, że w przeszłości pojawił się pomysł zasiadania z urzędu byłych prezydentów w Senacie - w ten sposób mieliby dodatkowe uposażenie oraz obowiązki.
Nasz rozmówca ocenia, że jeśli nie będzie "strukturalnego zagospodarowania" prezydentów, to opinia publiczna musi zaakceptować to, że ktoś chce zarządzać swoją karierą. - To wolni ludzie - kwituje.
W obronie Dudy stanął też Radosław Pyffel, ekspert ds. międzynarodowych i Azji z Instytutu Sobieskiego. "Jeśli (ZEN.com - przyp. red.) stworzą jakieś aplikacje/produkty pasujące do tamtejszego rynku, to były prezydent na pokładzie może być sporym atutem. Podobno chcą wejść do Hongkongu, a tam to już właściwie Chiny" - napisał na platformie X.
Ważna jest rozpoznawalność
Historia pokazuje, że przyszłość poza Pałacem może być dla polskich prezydentów problematyczna.
Żaden z naszych prezydentów, pomijając Wałęsę i częściowo Kwaśniewskiego, nie ma poziomu rozpoznawalności międzynarodowej, żeby zarabiać tak, jak robią to amerykańscy prezydenci. Oni udzielają wykładów i piszą książki. Kwaśniewski cieszył się dużą rozpoznawalnością na wschodzie, Komorowski i Duda nie mają takiego potencjału, dlatego wejście do biznesu jest uzasadnione - uważa dr Annusewicz.
Na największe zainteresowanie międzynarodowej opinii publicznej może od lat liczyć oczywiście Lech Wałęsa. 82-latek jest aktywnym mówcą i gościem konferencji w Polsce oraz za granicą. We wrześniu laureat Pokojowej Nagrody Nobla ruszył w amerykańską trasę z wykładami w ramach "Grand Lecture Tour".
Jak podaje serwis celebritytalent.net - za organizację wydarzenia z Wałęsą należy zapłacić od 40 do 75 tys. dol. Natomiast w 2019 r. "Super Express" podawał, że Wałęsa otrzymuje od 10 do nawet 100 tys. dol. Jeszcze cztery lata temu były prezydent mówił, że wydał wszystkie zarobione na wykładach pieniądze.
Związana z nim jest fundacja "Instytut Lecha Wałęsy". Jak opisywaliśmy już w Wirtualnej Polsce, nie wiadomo jednak, jaka jest jej sytuacja finansowa. Według serwisu gazeta.pl w grudniu 2018 r. Instytut spłacił pół miliona długu wobec władz województwa mazowieckiego. Wsparli ją wtedy darczyńcy. W ciągu roku pozyskała 720 tys. zł na spłatę zobowiązań i dalszą działalność. Od 2023 r. na czele Instytutu stoi syn Lecha Wałęsy - Bogdan.
Fundację "Amicus Europae" (w 2023 r. osiągnęła przychody przekraczające 1,3 mln zł) zajmującą się integracją europejską prowadzi z kolei Aleksander Kwaśniewski, który przewodniczy też radzie Yalta European Strategy (YES) - międzynarodowemu forum ws. Ukrainy. W przeszłości zasiadał także w radzie doradców Kulczyk Investments. "Gazeta Wyborcza" donosiła, że na podobnych stanowiskach zarabiało się ok. 52 tys. zł miesięcznie.
Kwaśniewski należał ponadto do rady dyrektorów Burisma Holdings - ukraińskiej spółki gazowej zarejestrowanej na Cyprze i powiązanej z ludźmi Wiktora Janukowycza - byłego prezydenta Ukrainy, który uciekł z kraju po Euromajdanie w Kijowie. Burisma należała do Mykoły Złoczewskiego - ministra energetyki za rządów Janukowycza. Dla spółki pracował też Hunter Biden, syn byłego prezydenta USA Joe Bidena.
Sam Kwaśniewski tłumaczył, że działalność spółki była ważna, gdyż Burisma była największym wydobywcą gazu w Ukrainie na potrzeby tego kraju. - Im spółka będzie mogła wydobywać więcej gazu i w ten sposób uniezależnić Ukrainę od Rosji, tym lepiej - argumentował.
Swój instytut powołał też Bronisław Komorowski. Były prezydent uczestniczy - podobnie jak inni - w konferencjach i debatach. Wiosną mówił "Faktowi", że wysokość prezydenckiej emerytury "nie robi najlepszego wrażenia, więc wszyscy dorabiamy". - Póki możemy, pracujemy - dodał.
Problemy z wizerunkiem
Komorowski i Wałęsa w 2015 r. promowali firmę Cinkciarz.pl, która została pierwszym europejskim sponsorem Chicago Bulls. Byli prezydenci uczestniczyli w oficjalnej uroczystości podpisania umowy między internetowym kantorem wymiany walut oraz klubem NBA. Jak pisaliśmy w 2015 r. w money.pl, byli prezydenci "rozpływali się nad polskim e-kantorem w zachwytach. Bronisław Komorowski podkreślał pozycję Google'a i Facebooka, zestawiając z nimi Cinkciarza".
- Mamy przekonanie, że Cinkciarz.pl rozwinie się w potężną platformę łączącą usługi płatności, przelewów, przekazów z wymianą walut - mówił wówczas, cytowany w komunikacie, Komorowski.
10 lat później Interpol wydał "czerwoną notę" za Marcinem Pióro, prezesem zarządu spółki Cinkciarz.pl. 45-latek jest poszukiwany za oszustwo i pranie pieniędzy o znacznej wartości. Przebywa obecnie poza granicami kraju. Wystawiono za nim również list gończy i nakaz aresztowania. Według szacunków prokuratury klienci Cinkciarza.pl stracili ponad 125 mln zł.
Z wyborami byłych polityków wiąże się ryzyko reputacyjne. Cinkciarz.pl to idealny przykład. Zła decyzja będzie się ciągnąć przez wiele lat, szczególnie to widać po Komorowskim. Natomiast Wałęsa pod tym względem jest teflonowy, to laureat Nobla i kompletnie inna liga. Dlatego byli prezydenci, wchodząc do biznesu, muszą to robić z głową i analizować wszelkie ryzyka - tłumaczy dr Annusewicz.
Promocja Cinkciarz.pl przez prezydentów nie spodobała się Polakom. Instytut Monitorowania Mediów opisywał, że pojawiło się na ten temat wiele negatywnych opinii, głównie na Twitterze (obecnie X). "Polacy nie zapomną byłym prezydentom udziału w kampanii" - pisał IMM. "W opiniach wyrażanych w social media przeważa ostra krytyka, a często pojawia się nawet rozczarowanie trwonieniem wizerunku i tytułu prezydenta Rzeczypospolitej" - wskazywał Instytut.
Zdaniem Olgierda Annusewicza takiej sytuacji można uniknąć, "jeśli zaczniemy inaczej wynagradzać polityków, także po zakończonej kadencji".
Piotr Bera, dziennikarz money.pl