Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Piotr Soroczyński
Piotr Soroczyński
|
aktualizacja

"Zgrzytają zębami". Przedsiębiorców krępują w Polsce nie tylko regulacje [OPINIA]

204
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

Przedsiębiorstwa w Polsce są nadmiernie skrępowane regulacjami i obowiązkami administracyjnymi. Wypada jednak podkreślić, że owego skrępowania jest co najmniej kilka przejawów - pisze Piotr Soroczyński w opinii dla money.pl.

"Zgrzytają zębami". Przedsiębiorców krępują w Polsce nie tylko regulacje [OPINIA]
Rafał Brzoska (z lewej) z premierem Donaldem Tuskiem (East News, Andrzej Iwanczuk/REPORTER)

Opinia Piotra Soroczyńskiego, głównego ekonomisty Krajowej Izby Gospodarczej, powstała w ramach projektu #RingEkonomiczny money.pl. To format dyskusji na ważne, ale kontrowersyjne tematy społeczne i ekonomiczne. W ósmej edycji Ringu debatujemy o deregulacji gospodarki, którą zapowiedział premier Donald Tusk. W tym cyklu opublikowaliśmy już polemikę dr hab. Krzysztofa Piecha, profesora Uczelni Łazarskiego, z dr Tomaszem Makarewiczem, wykładowcą na Uniwersytecie w Bielefeld w Niemczech, a także opinię dr hab. Arkadiusza Sieronia z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wprowadzeniem do debaty był artykuł Grzegorza Siemionczyka, głównego analityka money.pl, prezentujący wyniki ankiety wśród szerokiego grona ekonomistów na temat potencjału deregulacji.

Analitycy i szeroka publiczność kibicująca zmianom w dobrą stronę zazwyczaj koncentrują się tu na liczbie przepisów i obowiązków, którym trzeba sprostać oraz dolegliwości (dla procesu prowadzenia działalności gospodarczej) wszelkich form kontroli, jakie podejmowane są przez różne instytucje, by sprawdzić, czy przedsiębiorcy obowiązki spełniają. I faktycznie jest tego morze, a procesy kontrolne nie są łatwe i przyjemne - nie są więc też neutralne dla bieżącego prowadzenia spraw w firmie.

Owszem, wielu specjalistów wskaże tu, że znaczna część z tych regulacji to pokłosie wypełniania wymogów unijnych (więc w kraju niewiele możemy zrobić, by ich nie było). Tylko że łatwo pokazać przykłady, że to nie tylko twórczość unijna, ale i wiele zapału ze strony naszych twórców legislacji. Swojego czasu furorę w mediach robiły porównania implementacji takiego samego przepisu unijnego w różnych krajach. Zazwyczaj najbardziej oszczędne implementacje zamykały się w kilkunastu stronach, te typowe w kilkudziesięciu, a te nasze miały stron sto kilkadziesiąt albo i więcej.

I nie był to absolutnie efekt tego, że nasz język jest jakiś rozwlekły. Tam było zazwyczaj więcej obowiązków i bardziej dolegliwych niż w planach unijnych legislatorów. Trudno jest zrozumieć czemu służyć ma stawianie naszych przedsiębiorców w mniej korzystnej sytuacji niż ich konkurentów z pozostałych krajów Unii.

Gdy przedsiębiorcy zgrzytają zębami

Innym przejawem skrępowania przepisami i obowiązkami jest to, że bardzo często aparat administracyjny nie jest odpowiednio wyposażony w zasoby ludzkie i techniczne, by mieć szybkość działania odpowiednią do narzucanych przez siebie wymagań. Przedsiębiorcy zmuszeni do pochłaniających setki godzin czynności (np. stworzenia czy zebrania stosownej dokumentacji) zgrzytają zębami, bo administracja nie ma dla nich kilku czy kilkunastu godzin, by ową dokumentację przeanalizować i wydać decyzję w przyzwoitym terminie.

Wtedy pojawiają się głosy: "po co tego wszystkiego wymagacie, i tak nie macie kiedy tego obejrzeć, a my z dalszym działaniem czekamy w nieskończoność". Tylko co tu powinno być deregulacją - usunięcie przepisu/wymogu (być może bardzo potrzebnego), czy zwiększenie przepustowości urzędów? Czekamy z pozwoleniami, czekamy z realizacją, czekamy z uruchomieniem, czekamy z zatrudnieniem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Herosi 2025. Gala pełna wzruszeń, emocji i inspiracji

Potrzebne bezstronne ocenianie skutków ustaw

Kolejna kwestia to Oceny Skutków Regulacji ustaw. Cudownie jak już są (bo przecież nie zawsze muszą być). Ale każdy ich twórca robi je "pod siebie". W konsekwencji każda regulacja wydaje się akuratną, niekłopotliwą, nieniosącą nadmiernych kosztów finansowych czy organizacyjnych, a za to przynoszącą niezmierzone pokłady pożytków dla życia społecznego i gospodarczego. Gdyby jeszcze tylko miały one wszystkie adekwatne (i spójne między sobą) podejście do oceny wpływu na gospodarkę.

Część z tych pomysłów legislacyjnych gospodarkę tłucze jak młotkiem. Brakuje też, żeby ktoś faktycznie bezstronnie ocenił, ile kłopotów przyniesie różnym interesariuszom (w tym firmom) ich wykonanie. Tak się tu marzy powrót do koncepcji aktuariusza krajowego, który mógłby między innymi robić takie oceny. Taki aktuariusz, wsparty może kilkudziesięcioma analitykami, to by były najlepiej wydane pieniądze w budżecie.

Niepewność prawa

Wypada wspomnieć o jeszcze jednym przejawie nadmiernego skrępowana regulacjami i obowiązkami administracyjnymi. Te regulacje bardzo często się zmieniają. W konsekwencji nasi przedsiębiorcy muszą mieć aparat do radzenia sobie z tym znacznie większy niż ich koledzy z innych krajów Unii. Bo trzeba wciąż i wciąż szykować się na nowe zmiany, czasem mało logiczne i trudne do realizacji. Bo trzeba wciąż i wciąż szykować się, by przed kolejnymi kontrolami udowadniać, że "nie jest się wielbłądem".

Zwłaszcza że kontrole tak często przychodzące, by sprawdzić, co było przed laty, jakoś niespecjalnie pamiętają, że wtedy były inne niż dziś regulacje, inne orzecznictwo. W konsekwencji to, co u nas przy firmie z 50 pracownikami obrabia trzech księgowych z pomocą dwóch doradców podatkowych, w Londynie robi jeden księgowy na ćwierć etatu.

Deregulacja polskiej gospodarki może zauważalnie przyspieszyć jej rozwój. Większa niż dziś skłonność do inwestowania i prowadzenia działalności gospodarczej mogła by w Polsce zaowocować rozbudową i unowocześnianiem mocy produkcyjnych na skalę znacznie większą niż obecnie. Więc i większą produkcją towarów i usług, większym zatrudnieniem, w dodatku na stanowiskach lepiej płatnych niż dziś.

Skomplikowanie przepisów i ich bardzo częste zmiany to jeden z głównych czynników powodujących, że inwestycji w polskiej gospodarce jest znacznie mniej, niż by mogło być. Firmy inwestują, gdy spełnione są dwa warunki konieczne. Pierwszym jest przekonanie, że popyt będzie odpowiedni, a drugim, że otoczenie prawne nie ulegnie wyraźnemu pogorszeniu.

U nas to pogorszenie następuje często i co ważne, bardzo niespodziewanie z punktu widzenia poszczególnych branż. W takim otoczeniu decyzja o projekcie inwestycyjnym wymaga ogromnej odwagi. Mniej regulacji, mniejsza ich uciążliwość i twarde zapewnienie, że zmiany będą wprowadzane z odpowiednim wyprzedzeniem, w sposób cywilizowany - znacząco przyspieszy rozwój naszej gospodarki.

Mali i średni potrzebują stabilności

W szczególności jest to istotne w paśmie firm małych i średnich. Bardzo duzi. Zwłaszcza tak duzi, że aż globalni, mają lepszą efektywność w dostosowywaniu się do nadmiernych przepisów. Bo jedne działania dostosowawcze rozkładają na tysiące zatrudnianych pracowników i wyniki ich pracy, nie zaś na setki czy dziesiątki, jak ma to miejsce w przypadku firm dużych, średnich i małych.

W dodatku ci naprawdę duzi wiedzą, że jak na naszym rynku coś im się z przepisami nie spodoba, to się weźmie dobrych prawników i pójdzie do międzynarodowego arbitrażu i jeszcze wytarguje kilka miliardów odszkodowania. Nadmierna regulacja to jeden ze sposobów na oczyszczenie pola z małych, żeby ci bardzo duzi nie musieli się aż tak bardzo trudzić.

Czy mamy na widoku środki, które można by uruchomić w procesach inwestycyjnych w sytuacji, gdyby regulacje nie były nadmiernie dolegliwe?

Całkiem niedawno pan premier powiedział, że w roku 2025 inwestycje w naszej gospodarce sięgną przynajmniej 650 mld złotych. Trzeba podkreślić, że premier mówiąc to, zaznaczył, że to dolne ograniczenie i inwestycji może być więcej. W dodatku to inwestycje z wielu różnych obszarów (infrastruktura na poziomie centralnym i samorządowym, mieszkalnictwo, środki skierowane na rozbudowę i unowocześnienia mocy produkcyjnych w firmach). Podana wartość mogła być szacowana przy założeniu wzrostu realnego inwestycji o 6-8 proc. z dodatkiem kilku procent inflacji. To byłby całkiem fajny wzrost. Ale zestawmy go z kwotami, które można uruchomić dodatkowo, jeśli będzie więcej odwagi do inwestowania.

Według danych NBP w końcu grudnia 2024 na rachunkach przedsiębiorstw niefinansowych było 523,8 mld złotych. Owszem, część z tych środków to te potrzebne do utrzymania zwykłej płynności. Ale sporo to środki "zatrzymane" w obawie przed zbyt ryzykownym dziś inwestowaniem albo zatrzymane jako rezerwa, gdyby legislatorzy znów odjechali i potrzebne były pieniądze, by przetrwać trudny okres.

Tych "zatrzymanych" może być nawet 200-250 mld zł. One, stopniowo uruchamiane przez pięć lat, mogłyby każdego roku podwajać dynamikę realną inwestycji. Takie dodatkowe 40-50 mld zł rocznie to w przemyśle ekwiwalent 40-50 tys. wysokonakładowych miejsc pracy albo kilka razy większej ilości w działalnościach mniej nakładochłonnych. Z dodatkowym impulsem wtórnym na zatrudnieniu w całej reszcie gospodarki, bo dobrze opłaceni pracownicy w przemyśle daliby zatrudnienie ludziom w handlu i usługach.

Oczywiście, to nie są jedyne środki pod ręką do uruchomienia. W tym samym końcu grudnia 2024 gospodarstwa domowe miały na rachunkach 1325,9 mld złotych, czyli ponad bilion. Być może 10 proc. z tej kwoty to środki osób pracujących na własny rachunek (przedsiębiorców i rolników), które można by uruchomić w procesie inwestycyjnym. To by dało dużo dodatkowych miejsc pracy, co ważne bardzo różnorodnych i dostępnych na terenie całego kraju (a nie skoncentrowanych tylko w największych ośrodkach).

Puśćmy wodze fantazji i pomyślmy, że dodatkowe dziesięć procent wzmiankowanych środków mogło by być skierowane na inwestycje na rynku mieszkaniowym i dać dodatkowych 150-200 tys. mieszkań na wynajem w najbardziej obleganych miastach. Z oczywistym skutkiem dla dostępności mieszkań, atrakcyjności cen najmu itd.

Oczywiście, do tego trzeba by zupełnie inaczej poukładać przepisy tyczące się najmu mieszkań. Bo dzisiejsze są takie, że nawet duże firmy państwowe (mające dostęp do gruntów i finansowania lepszy niż zwykły biznes) ze względu na ryzyko nie garną się do tej działalności. Całkiem niedawno nawet próbowały, ale odpuściły. Jest więc o co walczyć.

Autorem jest Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(204)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Księgowy
1 tyg. temu
Wygląda na to ze szykuje się długo oczekiwany Polski Wał 2.0 !!.🇵🇱🐏🐏
Anna M.
1 tyg. temu
Do wszystkich którzy twierdzą że prywatny interes to raj na ziemi nie płakać i nie narzekać na przedsiębiorców brać sprawy w swoje ręce i zakładać firmy poczekamy co napiszecie za rok
Jan J.
1 tyg. temu
Nawet za Hitlera było łatwiej prowadzić firmę - podatek 10 % i koniec. A teraz , Porażka !!!
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
Mała Firma
1 tyg. temu
Oprócz kosztów podatków, składek i innych haraczy, MEGA kosztowna jest biurokracja. To już nie są te czasy, że przedsiębiorca mógł samemu wypełnić jakieś dodatkowe kwitki albo dać księgowej parę złotych ekstra, by to zrobiła, bo teraz trzeba wypełniać JESZCZE WIĘCEJ kwitów, a do każdego trzeba mieć SPECJALNE umiejętności, więc usługi wypełniaczy kwitów kosztują BARDZO dużo, oprócz podatków, składek i innych haraczy.
Jan
1 tyg. temu
U mnie inwestycje zatrzymałem w 2022r, jak cena rozbudowy hali wzrosła x2. Do tego ograniczenie zatrudnienia 2022-2023. Czy mam zamiar zwiększać teraz zatrudnienie? Nie!!!! Już mam dość ( gdybym zabrał się za rozwój firmy w 2020-2021 z kredytem to już by mnie nie było)
Marek
1 tyg. temu
Dziadek , miliardy rosły na drzewch zapewne jak to rozumuje elektorat małego, a normalni ludzie wiedzą, że były albo z podatków ściągniętych od Polaków, albo z kredytów, których pod koniec ich rządów nikt nie chciał udzielać na mniej niż 9 procent, albi z inflacji, która też jest podatkiem
...
Następna strona