Grać ostro czy nie? Mamy przesłuchy, co Polska i UE mogą zrobić w sprawie ceł
Europa szykuje się do odpowiedzi na agresywną politykę celną Donalda Trumpa. Polska wychodzi z założenia, że jakakolwiek reakcja musi być na szczeblu unijnym. Ale jednocześnie zapisuje się do grona krajów, które nie chcą eskalować wojny handlowej z USA.
- Nie dajemy się ponieść emocjom - twierdzi nasz rozmówca z rządu, gdy pytamy o to, czy i jak zamierzamy odpowiedzieć na 20-proc., jakie Stany Zjednoczone w tym tygodniu nałożyły na Unię Europejską (i - w zróżnicowanej wysokości - na całą rzeszę krajów).
Polski rząd wychodzi z założenia, że jakakolwiek odpowiedź na działania Amerykanów powinna być skoordynowaną reakcją Europy pod kierownictwem Komisji Europejskiej. Zwłaszcza że - jak zauważa jeden z rozmówców - Trump w końcu nałożył cła na Unię jako całość, a nie na wybrane kraje członkowskie. Poza tym podobny los dzieli kilkadziesiąt innych krajów z całego świata.
- Chińczyk odpowiedział, Kanadyjczyk odpowiedział. Z perspektywy europejskiej najgorszym scenariuszem byłoby nałożenie ceł wyłącznie na Europę - stwierdza rządowy rozmówca, a także wskazuje na kuriozalne przypadki globalnego zasięgu amerykańskich ceł, które dotknęły "nawet pingwiny" (chodzi o bezludne Wyspy Heard i McDonalda niedaleko Antarktydy) oraz producentów wanilii z Madagaskaru.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert wskazał na detale polityki Trumpa. "Przestaje się cackać"
Temat z pewnością będzie przedmiotem dyskusji - w przyszłym tygodniu, w ramach polskiej prezydencji, zbiera się Rada ds. Zagranicznych, na której ministrowie "przeprowadzą wymianę poglądów na temat obecnych stosunków handlowych z USA i przedstawią wskazówki do dalszych prac". Sprawa ceł będzie też poruszana na Radzie ds. Gospodarczych i Finansowych ECOFIN. Na wtorek premier Donald Tusk zaprosił do siebie przedstawicieli branży motoryzacyjnej, a z naszych informacji wynika, że w dalszej kolejności planowane są konsultacje z branżą energochłonną.
Na ostro czy na miękko
Na chwilę obecną zarysowują się w Europie wyraźne podziały dotyczące sposobu odpowiedzi na ruch Amerykanów. Jak słyszymy, Francuzi optują za symetryczną odpowiedzią, tzn. nałożeniem 20-proc. ceł na towary importowane z USA.
Osobiście nie jestem zwolennikiem agresywnej odpowiedzi. Amerykanie się wygłupili i to widać. Nie widzę powodu, dla którego my, jako Europa, musimy robić dokładnie to samo - przekonuje ważny rozmówca z rządu.
Polski rząd nie chce zaostrzać wojny celnej z USA także z tego powodu, że - według rządowych wyliczeń - aktualne taryfy nałożone przez Trumpa na UE uderzają w nas w umiarkowanym stopniu. Skutek ten szacowany jest na 0,4 proc. polskiego PKB. - Nie widzę potrzeby, by w tej chwili angażować pieniądze podatników w niwelowanie tych strat - ocenia osoba z rządu.
Pytanie zresztą, czy ewentualne europejskie retorsje w postaci ceł nie uderzyłyby w nas jeszcze bardziej, bowiem ze Stanów Zjednoczonych pozyskujemy surowce takie jak gaz. - Zwracam uwagę, że cła amerykańskie wprowadzono w sposób selektywny, tzn. na poszczególne grupy towarów, więc my też moglibyśmy część towarów wyłączyć - wskazuje rozmówca z rządu. Jak dodaje, ewentualna odpowiedź mogłaby być ukierunkowana bardziej politycznie niż ekonomicznie. - Można by uderzyć w jakiś towar produkowany tam, gdzie jest zagrożona większość w wyborach amerykańskich w kolejnym cyklu - mówi rozmówca money.pl.
Możliwe instrumenty odpowiedzi
Nałożenie ceł odwetowych byłoby rutynowa reakcja na działania USA, ale w przypadku wojny celnej w grę wchodzą także inne instrumenty, które mogą być odpowiedzią na innych polach. Takim instrumentem może być np. podatek cyfrowy. - Taki podatek na pewno uderzyłby w miękkie podbrzusze USA, ale nie miałby dużego wpływu na Europejczyków. Nie będzie podbijał inflacji, tak jak robią to taryfy, więc wojna handlowa nie będzie miała takich skutków - zauważa jeden z naszych rozmówców.
Taki podatek jest w części krajów UE, Komisja Europejska miała plany jego wprowadzenia w skali całej UE, ale ostatecznie nie udało się tego zrobić. W Polsce prace nad nim zaczął ostatnio resort cyfryzacji, ale są one na razie w fazie studiów i analiz. Dodatkowym argumentem w skali UE może być to, że to USA mają nadwyżkę w usługach, jeśli chodzi o współpracę z Europą, a to właśnie dzięki usługom cyfrowym.
Jeszcze jednym instrumentem reakcji w sporach celnych mogą być subsydia eksportowe. - Subsydia są normalnym elementem klasycznej wojny handlowej, ale wtedy Amerykanie mogą na to też odpowiedzieć - zauważa nasz rozmówca. Dlatego, jak słyszymy, to nie jest scenariusz brany obecnie pod uwagę. - To by oznaczało eskalację wojny handlowej, a UE na tym nie zależy - zauważa inny z naszych rozmówców.
Choć w przypadku Polski taki scenariusz wydaje się dziś mało realny także z innych powodów. Duży deficyt i bardzo duża skala wydatków militarnych sprawiają, że nie ma dużego pola manewru, jeśli chodzi o możliwości naszych finansów publicznych. Kolejny argument to fakt, że nie mamy wielu branż, które są dotknięte podwyżką ceł bezpośrednio. Oczywiście najbardziej narażona na działania ceł jest nasza branża motoryzacyjna, ale polskie firmy są tu z reguły podwykonawcami zagranicznych koncernów. Możliwe, że ostatecznie na takie instrumenty zdecydują się kraje macierzyste tych firm, np. Niemcy, co amortyzowałoby skutki dla polskich firm.
Automatyczna reakcja
Jak zwracają uwagę nasi rozmówcy, jeśli chodzi o gospodarkę, to pewna automatyczna reakcja rynków już nastąpiła - ponieważ zaczęły one obawiać się recesji, to nastąpiła przecena surowców. Już widać spadki na cenach ropy czy miedzi.
Świat szykuje się na spowolnienie. Zobaczymy, co będzie ostatecznie na giełdach. JP Morgan podniósł ocenę ryzyka recesji z 40 do 60 proc. - podkreśla jeden z rozmawiających z nami ekonomistów.
Równocześnie pojawiły się zapowiedzi, że realne stają się obniżki stóp procentowych. Taki sygnał dał w czwartek prezes NBP Adam Glapiński. Dlatego widać przecenę na akcjach banków czy obligacjach. - Przecena na obligacjach pokazuje, że rynek liczy się z cięciem stóp o 50 pkt bazowych, jeśli nawet nie o 75 pkt. na majowym posiedzeniu RPP - ocenia te zmiany jeden z naszych rozmówców.
Nasi rozmówcy liczą także na podobną akcję Europejskiego Banku Centralnego. - Europa powinna być gotowa na wszystko w obliczu wykorzystania ceł jako broni czy narzędzia szantażu - powiedziała w czwartek szefowa EBC Christine Lagarde.
- Po drugiej stronie jest fiskalny bodziec niemiecki. Zniesienie hamulca długu i zapowiedź dużych inwestycji mogą rozbujać Niemcy i ich partnerów handlowych, choć to nie będą dokładnie te same branże, które dotknęły taryfy - dodaje jeden z analityków.
W takim przypadku Polska mogłaby być jednym z beneficjentów tego rozwiązania. Najbliższe dni pokażą, w którą stronę, jeśli chodzi o reakcję UE i Polski, przeważy się szala. Jedną z najważniejszych kwestii jest to, na ile taryfy pokazane przez Trumpa to wstęp do negocjacji, a na ile do zupełnie nowej polityki gospodarczej. - Jak to się ostatnio mówi, pomarańczowy łabędź powiedział do inwestorów, że nic nie zmieni w taryfach. Wiele osób tłumaczy, że Trump chce wymusić negocjacje, ale moim zdaniem tak nie musi być, choć na efekty tego typu polityki musiałby czekać kilka lat - zastanawia się nasz rozmówca.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl