"Xi górą w wojnie nerwów". Amerykanie strzelili samobója?
"Amerykanie strzelili sobie samobója", "Xi Jinping jest górą w wojnie nerwów" - oceniają eksperci komentujący ostatnie wydarzenia w wojnie handlowej USA z Chinami. Nie brakuje jednak opinii, że Chińczyków nie stać na gospodarczą wojnę z Amerykanami. I że muszą się mieć na baczności.
- Amerykanie strzelili samobója. Wojna celna zamieniła się w handlową. To już nie są tylko cła, ale również rozwiązania pozataryfowe, metale ziem rzadkich, banki, przepływy i usługi - komentuje prof. Bogdan Góralczyk, sinolog. W ten sposób odniósł się do zawieszenia przez Pekin eksportu niektórych minerałów ziem rzadkich i magnesów mających kluczowe znaczenie dla światowego przemysłu samochodowego, lotniczego oraz półprzewodników, o czym poinformował "The New York Times".
Amerykański dziennik zwrócił uwagę, że bez kluczowych surowców nie będzie możliwa produkcja silników elektrycznych. A te są potrzebne do produkcji aut elektrycznych, dronów, pocisków czy statków kosmicznych. Połowa złóż samaru, gadolinu czy terbu, wykorzystywanych m.in. w wytwarzaniu światłowodów, procesorów, laserów czy magnesów, znajduje się w Chinach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od pracy na budowie do własnego imperium - tak buduje swoją pozycję. Dariusz Grzeszczak Biznes Klasa
Działanie Pekinu to pokłosie decyzji podjętych przez Donalda Trumpa. Prezydent USA w lutym nałożył 20-proc. cła na towary z Chin, a następnie dorzucił kolejne, 34-proc. W odwecie Chiny nałożyły łącznie 54-proc. cła na większość amerykańskich towarów. Trump postanowił podnieść stawkę o kolejne 50 proc., co dało łącznie 104 proc. cła na niemal wszystkie produkty importowane z Chin. Pekin znów odpowiedział: podniósł taryfy na amerykańskie towary do 84 proc. W środę 9 kwietnia Trump zaskoczył po raz kolejny. Wstrzymał nowe cła na niemal wszystkie kraje świata na trzy miesiące, ale podniósł taryfy na Chiny aż do 145 proc.
"Wojna nerwów" na szczytach władzy
Niedługo później Trump zawiesił jednak wyższe taryfy na smartfony, komputery i inne urządzenia oraz komponenty elektroniczne. Zrobiono to "po cichu" - podał Bloomberg.
"Xi Jinping górą w wojnie nerwów" - skomentował Jakub Jakóbowski, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
- Działania Donalda Trumpa wskazują, że jego strategia opiera się przede wszystkim na chęci zmuszenia przeciwnika do negocjacji, a nie tak jak w ostatnim czasie wskazywano, do światowej reorganizacji handlu. Na takie podejście wskazuje również wcześniejsze zawieszenie ceł wzajemnych dla wszystkich krajów poza Chinami. To właśnie Chiny są postrzegane przez Donalda Trumpa jako największy przeciwnik, który w ostatnich kilkudziesięciu latach stał się potęgą przemysłową - ocenia Michał Stajniak, wicedyrektor Działu Analiz XTB.
Analityk dodaje, że Chiny mają przewagę w postaci rynku metali ziem rzadkich, który mogą kontrolować nawet w 90 proc. Świat próbuje zdywersyfikować dostawy, ale to potrwa lata.
Wiele amerykańskich firm jest zależnych od dostępu do rzadkich surowców, które kontrolowane są przez Chiny. Są to: Lockheed Martin, Tesla, General Motors, Raytheon Technologies czy nawet Apple, choć w przypadku tej ostatniej firmy warto zauważyć, że niemal cała produkcja zlokalizowana jest poza terytorium USA. Należy również pamiętać, że firmy eksportujące te surowce czekają na licencje, dlatego nie nastąpił oficjalny zakaz eksportu, a jedynie jest on wstrzymany na krótszy lub dłuższy czas - wyjaśnia Stajniak.
Jego zdaniem warto przypomnieć pandemię COVID-19 i reakcję świata na przerwanie łańcucha dostaw po 2020 r.
- Doszło do ostrego wzrostu cen niektórych komponentów - przede wszystkim chipów, które były potrzebne m.in. do produkcji samochodów. Z drugiej strony Stany Zjednoczone są największym konsumentem na świecie, dlatego nie jest tak łatwo porzucić ten rynek. Europa jest oczywiście możliwym kierunkiem, ale zalanie tego rynku chińskimi towarami z pewnością doprowadzi również do nałożenia ceł przez Europę - uważa Stajniak.
Chiny i walka o interesy
Krzysztof Szumski, ambasador Polski w Chinach w latach 2005-2009, mówi w rozmowie z money.pl, że "Chińczycy nie zaczęli tej bijatyki oraz nie szukają zaczepki" co ma być elementem ich wielotysięcznej tradycji. - Potrafią jednak dbać o swoje interesy. Dlatego odgryzają się Trumpowi w sposób bolesny. Dojdzie w końcu do porozumienia, dyplomaci usiądą do stołu tak jak w pierwszej kadencji Trumpa. Z tą różnicą, że obecnie zakres działań obu administracji jest bardziej bezwzględny niż wcześniej - uważa.
Administracja Donalda Trumpa od początku powrotu do Białego Domu stara się realizować swoje interesy z pozycji siły. Przykładem jest awantura z 28 lutego w Gabinecie Owalnym, gdy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski usłyszał, że "nie ma żadnych kart" w negocjacjach dotyczących tzw. umowy surowcowej. Część osób jest jednak zdania, że Amerykanie w starciu z Chinami nie będą tych kart rozdawać, bo najpierw muszą je zdobyć.
- Układ sił zmienił się raczej na korzyść Chin. Pekin gra na dłuższy okres, to daje im więcej możliwości. Ale jak ich znam, to też się grzeją, przy czym zachowują więcej spokoju na zewnątrz. Bijatyka kinetyczna nie wchodzi jednak w grę, już niedługo, może w ciągu kilku miesięcy, dojdzie do poważnych rozmów. Skończy się pewnie na nieco wyższych cłach, niż było wcześniej, ale przy okazji uzgodnione zostaną rozwiązania ułatwiające życie jednym i drugim. Pamiętajmy jednak, że w polityce nic nie jest pewne, wystarczy jakiś incydent na Morzu Południowochińskim - przekonuje Szumski.
Kto jest słabszy?
Inaczej na starcie USA-Chiny patrzy lan Bremmer, założyciel firmy konsultingowej Eurasia Group zajmującej się badaniem globalnego ryzyka politycznego.
Chińska gospodarka osiąga bardzo słabe wyniki. Chiny na wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi stać zdecydowanie mniej niż USA - uważa ekspert.
Dodaje, że Chińczycy co prawda mają więcej cierpliwości i stabilniejszą politykę wewnętrzną, bo ich lider będzie rządził jeszcze przez długi czas - ale ich gospodarka sobie nie radzi.
- Chińczycy nie kupują, nie chcą wdawać pieniędzy, bo nie ufają swojemu rządowi, nastroje konsumenckie są słabe. Amerykańskie cła zostały wymierzone także w kraje Azji Południowo-Wschodniej, czyli państwa, do których eksportują Chiny. Dlatego myślę, że Państwo Środka jest w tarapatach i będziemy obserwować ucieczkę kapitału z tamtego kierunku. Myślę, że Chińczycy będą bardzo ostrożni, podejmując decyzję o dalszej eskalacji wojny handlowej z Amerykanami. W dłuższej perspektywie mogą wyjść z tego zwycięsko, ale muszą być cierpliwi i poradzić sobie z ciosem wymierzonym im przez najpotężniejszy kraj świata - powiedział Bremmer w podkaście Scotta Gallowaya "The Prof G Pod".
Chińczycy jednak nie pozwolą sobie na zepchnięcie do defensywy.
- Zachowanie twarzy w sprawach chińskich to podstawa. Oficjalnie nie mogą mocno ustąpić, bo przewodniczący Xi zostałby skompromitowany. Dlatego zmiany dokonają się na zasadzie absolutnej równowagi, także w aspekcie propagandowym, inaczej Chińczycy tego nie zaakceptują. To warunek sine qua non (warunek konieczny - przyp. red.) jakiegokolwiek porozumienia. Trump już wie, z czym się mierzy i myślę, że będzie bardziej ostrożny - podsumowuje Krzysztof Szumski.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl