Polak w pracy jest bezpieczny? Wypadki ukryte przed statystyką [ANALIZA]
Od kilku lat liczba poszkodowanych w wypadkach w pracy utrzymuje się w Polsce poniżej pięciu na tysiąc pracujących. Niższym wskaźnikiem wypadkowości może poszczycić się tylko siedem państw UE. Zdarzenia ze skutkiem śmiertelnym są u nas równie rzadkie co w zamożnych krajach zachodniej Europy. Tyle że to w dużej mierze pozory.
W 2024 r. w Polsce zgłoszono 67 tys. osób poszkodowanych w wypadkach przy pracy, o 2,4 proc. mniej niż w 2023 r. Te dane, opublikowane przez GUS pod koniec listopada, wpisują się w długotrwały trend poprawy bezpieczeństwa pracy nad Wisłą. Kilkanaście lat temu liczba poszkodowanych w takich wypadkach utrzymywała się w pobliżu 100 tys. rocznie, mimo znacznie niższego poziomu zatrudnienia.
Bardziej ponure są statystyki dotyczące wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Według GUS w 2024 r. przy pracy zginęło 250 osób, najwięcej od 2017 r., w porównaniu do 168 rok wcześniej. To jednak prawdopodobnie jednorazowy wyskok, jakie zdarzały się też wcześniej. W dłuższym horyzoncie poważnych wypadków przy pracy również w Polsce ubywało.
Poprawa bezpieczeństwa pracy nad Wisłą w pewnym stopniu jest naturalną konsekwencją zmian struktury gospodarki. W Polsce od lat maleje odsetek osób pracujących w sektorach, w których wypadkowość jest relatywnie wysoka, w szczególności w górnictwie i wydobywaniu, ale też w przetwórstwie przemysłowym oraz w budownictwie. Rośnie za to odsetek pracujących w sektorach usługowych, w których wypadki są rzadsze, szczególnie te o poważnych konsekwencjach.
Tańsze, ale gorsz? Ekspert wprost o chińskich autach
Porównanie Polski i UE daje do myślenia
Porównanie Polski do innych krajów UE rzuca jednak na bezpieczeństwo pracy nad Wisłą nieco inne światło. Wypadków, szczególnie nieśmiertelnych, jest u nas zaskakująco mało, biorąc pod uwagę sektorową strukturę gospodarki oraz jej poziom rozwoju. To zaś sugeruje, że część takich zdarzeń wymyka się oficjalnym statystykom. Główną przyczyną jest, jak się wydaje, rozdrobnienie sektora przedsiębiorstw oraz fakt, że w rolnictwie – które średnio w UE charakteryzuje się podwyższoną wypadkowością – dużą rolę odgrywają w Polsce indywidualne gospodarstwa rolne. Te nie są uwzględnione w rejestrach wypadków.
Najnowsze dane obejmujące wszystkie kraje Unii Europejskiej pochodzą z 2023 r. Inaczej niż krajowe statystyki, obejmują one tylko wypadki, które poskutkowały co najmniej czterodniową niezdolnością poszkodowanego do pracy, oraz – osobno – wypadki śmiertelne. Wypadki o łagodniejszych skutkach są jednak rzadkością.
Przykładowo, według GUS w 2023 r. wszystkich poszkodowanych w wypadkach przy pracy było w Polsce około 68,5 tys. (nie licząc ofiar śmiertelnych), a spośród nich ponad 65 tys. straciło zdolność do pracy na co najmniej cztery dni (średnia to 43 dni). To 4,6 osoby na 1000 pracujących. I tę właśnie liczbę znajdziemy w Eurostacie.
Wskaźnik wypadkowości (dla zdarzeń bez skutków śmiertelnych) na poziomie 4,6‰ dawał Polsce w 2023 r. ósme miejsce w UE. Inaczej mówiąc, mniej wypadków w przeliczeniu na tysiąc pracowników odnotowało siedem państw. Najmniej Rumunia, Bułgaria oraz Grecja. Ranking najbezpieczniejszych dla pracowników państw zamykały z kolei Francja, Portugalia, Hiszpania i Dania. Średnia dla całej UE była trzykrotnie wyższa, sięgała 13,9‰.
Odsetek pracowników, którzy ulegają wypadkom przy pracy w ostatnich kilkunastu latach malał w Polsce szybciej niż średnio w UE, mimo że poniżej unijnej średniej był od dawna. W 2010 pierwszym roku, dla którego dostępne są takie dane, wskaźnik wypadkowości nad Wisłą był w okolicy 7‰, a w UE wynosił 18‰. W Polsce zmalał o ponad 34 proc., w UE o niespełna 23 proc.
Najbiedniejsze kraje są najbezpieczniejsze?
Spadek wypadkowości w Polsce, jak zauważyliśmy, można przynajmniej częściowo wyjaśnić ewolucją struktury gospodarki. Ale jej niski poziom kłóci się z intuicją. Polskę oraz inne kraje, które w świetle powyższych danych są unijnymi liderami bezpieczeństwa pracy, łączy to, że należą do najsłabiej rozwiniętych gospodarek UE (pod względem PKB per capita). Konsekwencją są nie tylko relatywnie niskie płace, ale też mniejszy niż w bogatszych krajach nacisk na przestrzeganie zasad BHP i ogólnie dobrostan pracowników. Znajduje to odzwierciedlenie w badaniach opinii samych pracowników.
Przykładowo, według ogólnoeuropejskiego badania Puls BHP 2025, przeprowadzonego na zlecenie Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy (EU-OSHA), w Polsce 59 proc. ankietowanych skarży się na ogólne zmęczenie, podczas gdy średnio w UE 37 proc. Nadmiar obowiązków lub silną presję czasu w pracy zgłosiło 50 proc. polskich respondentów, w porównaniu do 44 proc. średnio w UE. Zmęczenie, stres i pośpiech to zaś czynniki, które sprzyjają wypadkom w pracy.
Dlaczego nie widać tego w statystyce wypadkowości? Jednym z wyjaśnień może być rozdrobnienie polskiego sektora przedsiębiorstw. Podmioty mikro, czyli zatrudniające mniej niż 10 osób, odpowiadają nad Wisłą za 37 proc. zatrudnienia w przedsiębiorstwach, w porównaniu do 29 proc. średnio w UE. W większości innych krajów, które zdają się wyróżniać pod względem bezpieczeństwa pracy, udział mikrofirm w zatrudnieniu również jest ponadprzeciętny.
Dane Eurostatu dotyczące poszkodowanych w wypadkach obejmują teoretycznie wszystkie przedsiębiorstwa, w tym jednoosobowe. W praktyce jednak mniejsze podmioty takich zdarzeń często nie zgłaszają właściwym organom – szczególnie jeśli pracownik nie ubiega się o odszkodowanie, więc o zajściu nie jest informowany ZUS.
W takiej sytuacji pracodawca powinien dostarczyć kartę wypadku tylko do GUS, ale o tym obowiązku może nawet nie wiedzieć. W większych przedsiębiorstwach, zwłaszcza jeśli dysponują zespołami ds. BHP, istnieją zwykle procedury postępowania w razie wypadku, a więc takie zdarzenia są z reguły zgłaszane.
Rozdrobnienie polskiego sektora przedsiębiorstw sprawia więc, że jakaś część wypadków przy pracy umyka oficjalnym statystykom.
Powyższe zjawisko pozwala też zrozumieć, dlaczego nawet na poziomie pojedynczych sektorów wypadkowość w Polsce jawi się zwykle jako nadzwyczaj niska. Tylko w dwóch spośród 18 głównych sektorów odsetek pracowników, którzy ulegają wypadkom, jest w Polsce zbliżony do unijnej średniej. To górnictwo i wydobywanie oraz energetyka i ciepłownictwo. W obu dominują duże przedsiębiorstwa.
Z kolei w budownictwie wskaźnik wypadkowości nad Wisłą to zaledwie 11 proc. unijnej średniej, w zakwaterowaniu i gastronomii 21 proc., a w transporcie i magazynowaniu 29 proc. Wspólnym mianownikiem tych sektorów jest nie tylko rozdrobnienie, ale też spory udział nieformalnego zatrudnienia.
Polskie rolnictwo ukrywa się przed statystyką
Skoro nawet na poziomie sektorowym wypadkowość jest u nas nieprzeciętnie niska, łatwo o wniosek, że struktura zatrudnienia nie tłumaczy dobrych wyników Polski w porównaniu międzynarodowym. Zdają się to zresztą potwierdzać dane Eurostatu, który publikuje też tzw. standaryzowany wskaźnik wypadkowości. Jest on obliczany przy założeniu, że każde z państw członkowskich ma taką strukturę zatrudnienia, jaka istnieje na poziomie całej UE (ale pomija się górnictwo i wydobywanie oraz niektóre sektory usługowe, ze względu na to, że odgrywają małą rolę w części krajów). W niektórych krajach ten standaryzowany wskaźnik wyraźnie odbiega w górę (Słowenia) bądź w dół (Czechy) od wskaźnika "surowego". W Polsce jednak oba są równie niskie.
To prowadzi do drugiego wyjaśnienia zagadkowo niskiej wypadkowości w Polsce. Średnio w UE rolnictwo (wraz z leśnictwem i rybołówstwem) należy do sektorów, w których wypadki są relatywnie częste: co roku poszkodowanych jest około 16 na 1000 zatrudnionych (w porównaniu do 14 w całej gospodarce). W Polsce zaś udział rolnictwa w zatrudnieniu należy do najwyższych w UE. W 2023 r. sięgał 7,6 proc., w porównaniu do 3,6 proc. w całej Unii. To teoretycznie powinno obniżać standaryzowany wskaźnik wypadkowości w stosunku do "surowego". Tak się jednak nie dzieje, bo akurat w Polsce w oficjalnych statystykach wypadkowość w rolnictwie jest bardzo niska, na poziomie zaledwie 15 proc. średniej unijnej. Te statystyki nie obejmują jednak osób pracujących w indywidualnych gospodarstwach rolnych – czyli lwiej części polskich rolników.
Rolnicy indywidualni, podobnie jak osoby pracujące na własny rachunek w innych branżach, nie zgłaszają zwykle wypadków przy pracy. Jak pisaliśmy niedawno w money.pl, nie raportują też dokładnie czasu pracy, którego nie są w stanie precyzyjnie oddzielić od innych aktywności. Duży udział takich osób wśród ogółu pracujących w Polsce zawyża więc statystyki przeciętnego czasu pracy, ale zaniża statystyki wypadkowości – zaburzając dość wysoką na poziomie UE korelację między tymi wskaźnikami. Gdyby koncentrować się jedynie na pracownikach najemnych, w szczególności zatrudnionych w średnich i dużych firmach, zarówno czas pracy w Polsce, jak i wskaźniki wypadkowości, byłyby bliższe unijnej średniej.
Zagadka niskiej wypadkowości w Polsce ma jednak jeszcze jeden wymiar. Rozdrobnienie sektora przedsiębiorstw oraz specyficzny charakter rolnictwa mogą sprawiać, że do statystyk nie trafia wiele niegroźnych wypadków. Nad Wisłą niewiele jest też jednak wypadków ze skutkiem śmiertelnym, które niełatwo zataić.
Seniorzy częściej ulegają wypadkom
Jak wspomnieliśmy na początku, w 2024 r. w Polsce w wypadkach przy pracy zginęło 250 osób, czyli około 1,8 na 100 tys. pracujących. Rok wcześniej ten wskaźnik wynosił niespełna 1,2, co stawiało Polskę na dziewiątym miejscu w UE pod względem tak rozumianego bezpieczeństwa pracy. Odsetek poszkodowanych w śmiertelnych wypadkach w pracy niewiele niższy był w takich krajach, jak Szwecja, Finlandia i Dania (wszędzie przekraczał 1 na 100 tys. pracujących). Liderem tego zestawienia była Holandia. Z kolei Bułgaria i Rumunia, choć wypadki nieśmiertelne są tam nawet rzadsze niż nad Wisłą, pod względem wypadków śmiertelnych są w ogonie (drugi wykres w artykule).
Liczba śmiertelnych wypadków w pracy waha się znacznie mocniej niż liczba wypadków nieśmiertelnych. Średnio w 2014-2023 wynosiła w Polsce 1,7 na 100 tys. pracujących. To i tak był jednak wynik nieco niższy niż średnio w UE (1,8). Jeszcze niższym poszczycić mogło się tylko siedem państw. Standaryzacja tego wskaźnika wypadkowości – czyli korekta o strukturę sektorową gospodarki – tego korzystnego obrazu warunków pracy w Polsce nie zmienia.
Odsetek poszkodowanych w pracy w wypadkach śmiertelnych jest w UE w dłuższym terminie mniej zróżnicowany niż odsetek poszkodowanych w wypadkach o mniej poważnych skutkach. To samo w sobie sugeruje, że te pierwsze statystyki są bardziej wiarygodne: nie są tak zaburzone przez takie czynniki, jak struktura wielkościowa firm, zasięg szarej strefy na rynku pracy itp.
Z czego wynika więc relatywnie dobry wynik Polski także w tak rozumianym bezpieczeństwie pracy? Jednym z wyjaśnień może być niski wciąż – choć rosnący – wskaźnik zatrudnienia osób starszych. Nad Wisłą pracuje tylko 58 proc. populacji w wieku 55-64 lata, w dużej mierze za sprawą niskiego wieku emerytalnego kobiet. Tymczasem pracownicy w tym wieku zarówno w Polsce, jak i ogólnie w UE, znacznie częściej ulegają śmiertelnym wypadkom w pracy niż młodsi.
Ostatecznie więc wygląda na to, że pod względem bezpieczeństwa pracy Polska nie jest takim fenomenem, jak zdają się wskazywać oficjalne statystyki.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl