Co musi zrobić Tusk, by utrzymać władzę? Polacy jedną obietnicę "dobrze zapamiętali"
- Ludzie niespecjalnie oczekują realizacji punkt po punkcie tych "100 konkretów". Jak dla nich może być nawet zero konkretów, ale złożona przez Tuska obietnica, że będzie lepiej, a w sklepach taniej, została dobrze zapamiętana - tłumaczy w rozmowie z money.pl Marcin Duma, prezes IBRiS. Zastrzega jednak, że PiS też nie ma powodów do świętowania.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Miało być zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego, wysyp ustaw, dopięcie wszystkich reform, 100 konkretów. To wszystko runęło po 1 czerwca. Trudny moment dla koalicji, ale co dzisiaj jest w głowach jej wyborców?
Marcin Duma, badacz nastrojów społecznych, prezes IBRiS (Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych): Zobaczmy najpierw, jakie są nastroje w polskim społeczeństwie, bazując na badaniach jakościowych, które przeprowadziliśmy niedługo po wyborach. Nastroje te są mieszane, ale nie dlatego, że pojedyncze osoby nie wiedzą, co myśleć. Po prostu polskie społeczeństwo jest niespójne w odbiorze tych wyborów. Z jednej strony mamy wyborców PiS, którzy się cieszą. To radość zwycięstwa, które pozwala marzyć o powrocie. Ale oni wiedzą, że to jeszcze nie koniec marszu.
Przed nimi kolejne dwa lata. Jest wygrana bitwa, bardzo ważna, bo gdyby została przegrana, utraciliby wszystko. Znaleźliby się w sytuacji, w której elektorat liberalny był przez osiem lat (2015-2023), a oni nie chcieli się w niej znaleźć i udało im się tego uniknąć. Trzeba też wspomnieć o tych, którzy przyczynili się do zwycięstwa Nawrockiego - wyborcach Konfederacji. Oni są średnio zadowoleni, bo mieli nadzieję, że to ich kandydat będzie w drugiej turze.
Mają poczucie, że głosowali na mniejsze zło. Przełknięcie tej gorzkiej pigułki ułatwił im Nawrocki wizytujący Mentzena w jego programie. Wyborcom Konfederacji towarzyszy poczucie, że mają nowego prezydenta "na smyczy", bo tzw. deklaracja toruńska musi być realizowana. A obiecana w kampanii przez Nawrockiego obniżka VAT z 23 do 22 procent to właśnie gest w stronę wyborcy konfederackiego, który marzy o obniżce podatków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawrocki zatrudni człowieka z Konfederacji? "Są takie rozmowy"
A co z wyborcami KO, Lewicy i Trzeciej Drogi?
Wyborca Trzeciej Drogi dziś to taki wyborca yeti - niby jest, ale okazuje się, że bardzo trudno go namierzyć.
Wasze sondaże pokazują, że takich wyborców PSL i Polski 2050 jest wciąż łącznie około 7 proc.
Ale przy urnach było ich niecałe 5 proc. Bez względu na próby budowania narracji, że to wynik Hołowni, nie PSL-u, fundamenty się nie zmieniają. Co z tego, że wspólnie mają 7 proc., gdy żadna z partii może nie przekroczyć progu.
Czy na rynku politycznym jest miejsce na jakiś zamiennik? Widzimy zapowiedź powstania nowej partii samorządowców.
Kalendarz wyborczy jest średnio wygodny dla budowania się na podstawie wyborów prezydenckich. Do parlamentarnych mamy dwa lata. Ogłosić coś dzisiaj i dowieźć za dwa lata - to nie jest proste. Pamiętajmy, jak wyglądał Hołownia po wyborach prezydenckich 2020 i jak trzy lata później. Dzisiejsze ruchy są słabsze od tego Hołowni, bo nie mają zakotwiczenia w liderze z imponującym wynikiem wyborczym. Żeby budować taki ruch, trzeba wiedzieć po co i dla kogo.
Wracając do nastrojów - co mają w głowie wyborcy Koalicji Obywatelskiej?
Są potwornie przytłoczeni, przybici. Nie spodziewali się takiego wyniku. Ich oczekiwania można zamknąć w cytatach z badań: "To nie tak miało wyglądać", "Zagłosowaliśmy i nie ma konkretnego efektu". Byli nieprzygotowani na wygraną Nawrockiego. Konkretne liczby: satysfakcję, radość, entuzjazm wskazuje mniej niż 1 procent wyborców KO. Strach, obawę - 84 procent. Smutek - 81 procent. Złość - 77 procent. Bezsilność - 71 procent. Spokój - 6 procent.
A u wyborców PiS?
Jest prawie odwrotnie: spokój - 89 procent, radość - 94 procent, satysfakcja - 93 procent, ulga - 90 procent. Złość, bezsilność - poniżej 5 procent.
Czy wyborcy koalicji już wyszli z fazy powyborczego szoku i zaczynają to sobie jakoś racjonalizować, tłumaczyć, dlaczego wygrał Nawrocki?
Widać dwie strategie radzenia sobie z tym tematem. Pierwsza to przypisanie winy rządowi KO i koalicjantom. "Głosowaliśmy na nich, ale nas zignorowali". "Rząd nie dowozi, nie widać efektów". Wylała się frustracja nabrzmiewająca od marca zeszłego roku.
Byłem niedawno na seminarium badawczym w Brukseli. Główny wniosek ze wszystkich krajów: ludzie chcą jednej podstawowej rzeczy - finansowej stabilizacji w życiu codziennym. Tak więc propaganda polityczna jest ważna, ale jeśli za nią nie pójdą jakieś fakty - ludzie nie zobaczą więcej kasy w portfelu - można opowiadać, że będzie dobrze, ale wyborcy są jak niewierny Tomasz.
Tak jak u nas z KPO - można o nim mówić, że odblokowane, że pieniądze płyną do Polski, a na końcu ludzie i tak pytają: "to gdzie są pieniądze?".
Dokładnie. To nie jest wyjątkowość Polski, to szerszy trend europejski. W Irlandii w zeszłym roku rząd (koalicja chadeków, liberałów i Zielonych) zwiększył transfery socjalne, w tym podwoił dodatek energetyczny, zwiększył odpowiednik polskiego 500+, wprowadził nowe świadczenia. A wszystko zaplanował tak, że realne pieniądze bardzo szybko trafiły bezpośrednio do portfeli obywateli. I to spowodowało tam realną zmianę nastrojów.
Opozycja (Sinn Fein - lewicowo-narodowa) skokowo zaczęła tracić poparcie, w efekcie przegrała wybory, które miały doprowadzić do zmiany władzy. I wracam tu do obietnicy Donalda Tuska z września 2023 roku: że jak będzie zrobionych "100 konkretów", to ludzie w Polsce będą mieć więcej w kieszeni, będzie taniej w polskich sklepach i będzie lepiej w każdym polskim domu.
Ludzie niespecjalnie oczekują realizacji punkt po punkcie tych "100 konkretów". Jak dla nich może być nawet zero konkretów, ale ta złożona przez Tuska obietnica, że będzie lepiej, a w sklepach taniej, została dobrze zapamiętana. Zwracam jednak uwagę na pewien niuans, że obietnica zakładała, że w sklepach ceny będą niższe, a nie, że będą wolniej rosły.
To znaczy, że główną motywacją wyborcy pozostaje to, co ma w kieszeni?
Z naszych badań od paru lat wychodzi dokładnie to. Portfel może być różnie opowiedziany, ale zawartość tego portfela była powodem zmiany władzy w 2023 roku i powodem rozczarowania aktualnym rządem.
Tyle że gdybyśmy kierowali się tym azymutem, dzisiaj prezydentem byłby Sławomir Mentzen, który obiecywał niskie i proste podatki. Postulat średnio realizowalny, ale łatwo przyswajalny.
Tyle że Mentzen miał za małą bazę wyborców, żeby wejść do drugiej tury.
To dlaczego wygrał Nawrocki?
Bardzo ciekawie respondenci opowiadali nam o Nawrockim. Udało się PiS-owi uniknąć wrażenia, że Nawrocki jest kimś z PiS-u. Był traktowany jako ktoś spoza PiS-u, mimo że sam powiedział, że jest "decyzją prezesa". No ale druga strona nic z tym nie zrobiła. Jej głównym komunikatem było, że to "gangus wprowadzający dziewczyny do Grand Hotelu".
Tymczasem powinno być jak mantra powtarzanie, że Nawrocki to właściwie Jarosław Kaczyński. Dokładnie takie rekomendacje były dla Trzaskowskiego w 2020 roku - sklejać Dudę z Kaczyńskim. Kaczyński był wówczas obciążeniem, szczególnie po słynnej wizycie na zamkniętym cmentarzu podczas pandemii Covid-19.
Ta opowieść o Kaczyńskim na cmentarzu była o tym, że oni wcale nie są jednymi z nas, tylko że czują się od zwykłych ludzi lepsi. Można było więc wyrzucić całą tę ludową opowieść PiS-u. Tyle że Jarosław Kaczyński zrobił wówczas to, co robi zawsze w takim momencie - schował się do specjalnego, kampanijnego bunkra i nie wychodził do czasu głosowania.
Nawrocki uosabiał potrzebę nowego otwarcia. Był odbierany jako ktoś świeży, nowy. W porównaniu do Trzaskowskiego, kandydującego od pięciu lat, było to zaletą. Był kandydatem akceptowalnym jako mniejsze zło. Te jego cechy archetypowe - opiekun i zwykły człowiek - okazały się dobrze skrojone.
Pan, zdaje się, sam nie dowierzał tej opowieści.
Przyznaję, uważałem, że opowieść o zwykłym człowieku to nie jest opowieść prezydencka. Tymczasem ona, skrojona na te wybory, okazała się strzałem w dziesiątkę. Wydawało się, że format prezydencki wymaga innych cech - wojownika, bohatera. Że ta "zwykłość" Nawrockiego nie będzie korespondować z formatem prezydenckim. Tymczasem w starciu elit z ludem ta opowieść wielu wyborcom siadła.
Może Nawrocki, przy wszystkich jego deficytach, jest beneficjentem szerszego zjawiska, czyli kruszenia się duopolu PO-PiS. Jeśli popatrzymy na "wskaźnik polaryzacji" - jaki odsetek wszystkich głosów w wyborach trafia na PiS i PO razem - obecnie to około 61 proc. W poprzednich wyborach prezydenckich z 2020 roku to było 70 proc., w 2010 - 78 proc., a jeśli chodzi o wybory parlamentarne, to w tych ostatnich w 2023 r. wskaźnik wyniósł 66 proc.
Lepiej jest jednak patrzeć na liczby bezwzględne. W tych wyborach PO-PiS dostał mniej niż 12 milionów głosów. Półtora roku temu w wyborach do Sejmu - prawie 14,3 miliona. To oznacza, że duopol PO-PiS stracił ponad 2,3 miliona głosów.
Z czego 1,85 miliona to strata wyłącznie PiS.
Dlatego opowieści, że Nawrocki wziął głosy wszystkich wyborców PiS-u, to brednie. PiS istotnie osłabł w trakcie tej kampanii.
Może padł ofiarą własnej narracji? Skoro to nie był kandydat PiS-u, to nie przekonał wszystkich ich wyborców?
Moim zdaniem to PiS jednak się osłabił. Bo skoro "koalicja 15 października" też osłabła, to PiS powinien wzmocnić się jej kosztem, a tak się nie stało. Sam Trzaskowski zdobył pół miliona głosów mniej niż KO w 2023 roku. Ale jest ktoś, kto zyskał. To Mentzen, który dostał prawie 3 miliony głosów. To dwa razy więcej niż kiedykolwiek Konfederacja.
To jedyna partia z tak gigantycznym wzrostem poparcia. Patrząc też na to, jak i dla kogo budowany jest Ruch Obrony Granic Roberta Bąkiewicza, widać - i PiS też to wie - że partia ta ma ogromną lukę w elektoracie młodych mężczyzn. Zresztą gdyby w wyborach głosowali tylko 18-29-latkowie, to w drugiej turze byliby Zandberg i Mentzen. PiS ma więc duży problem z Konfederacją i wie, że musi zacząć odbijać jej wyborców. Bo to oni trzymają klucz do wielkiego zwycięstwa w 2027 roku.
Jak po wyborach odnalazł się Trzaskowski? Jak na niego ludzie patrzyli wtedy, a jak na niego patrzą dzisiaj?
Patrzą na niego wciąż tak samo. Dwukrotnie zwracaliśmy uwagę - we wrześniu 2024 roku i w lutym tego roku - że Trzaskowski jawił się jako kandydat fajny, nasz, ale na inne czasy. To kandydat na czasy spokoju, prosperity, belle époque, które odeszło.
Jesteśmy w czasach "przedwojennych", jak to powiedział Tusk. I Trzaskowski nie kojarzył się z odpowiedzią na takie wyzwania. Ma cechy kogoś, kto nie walczy o prezydenturę, ale ją kończy. Taki władca, mędrzec, daleko od zwykłego człowieka. Okazało się, że cechy Nawrockiego były bardziej interesujące. Na to nakłada się jeszcze jedna rzecz. Jedna z zagranicznych firm badawczych pokazała wyniki, które zrobili w Europie, Stanach Zjednoczonych i Australii. Pytali, czy to dobrze, by jedna partia, jeden lider miał pełnię władzy, nawet mając dobre zamiary? I 51 procent Polaków mówiło, że nie. Opowieść o potrzebie zrównoważenia rządu zadziałała.
Dziś w KO słyszymy: "nie możemy zmarnować potencjału Trzaskowskiego i jego 10 milionów głosów". Mówi się np., że trzeba go wciągnąć do rządu. Czy on ma taki polityczny potencjał?
Słysząc to, mam flashbacki z 2020 roku. Wtedy też miało być zagospodarowanie tych 10 milionów głosów. Od 2020 roku, poza krótkimi spekulacjami o partii Hołowni i Trzaskowskiego, nic się nie wydarzyło. Jak patrzę na plakaty w Warszawie, to mam podejrzenie, że są politycy KO, którzy mieli nadzieję na opróżnienie fotela prezydenta Warszawy. Dzisiejsze spinowanie, żeby Trzaskowski poszedł do rządu albo na premiera, to próba jak z tym ponownym przeliczeniem głosów po wyborach - ktoś tam sobie pewnie myśli "a może jednak się uda i jednak ten fotel w stolicy się zwolni i będzie szansa o niego powalczyć".
Czy zbliżająca się rekonstrukcja rządu, a w jakiejś przyszłości wymiana premiera ma sens? Elektorat to doceni?
Przywództwo Tuska jest kwestionowane. Ale jak nie Tusk, to kto? Nikt. Różnica między Tuskiem a Trzaskowskim jest taka, że Tusk nie przegrał żadnych wyborów w ostatniej dekadzie. A Trzaskowski przegrał dwa razy. Cechy do funkcji premiera premiują Tuska - sprawność, siła, doświadczenie polityczne. Każdy następca będzie politycznie słabszy. A rada liderów koalicji musiałaby odbywać się w tym samym składzie, co dziś.
A może przyjąć model rządzenia z tylnego siedzenia, jak Kaczyński?
Kaczyński miał swojego prezydenta. Dzisiaj premier będzie pierwszym, który się będzie boksował z prezydentem. Ewentualnym następcą Tuska musiałby być jakiś twardy zawodnik. A nie widzę takiego w całej "koalicji 15 października". Kosiniak-Kamysz? To polityk konsensusu. Hołownia? Ludzie widzą, że za Tuskiem praktycznie nie ma tam nikogo.
A Radosław Sikorski?
Byłby figurą bardziej prezydencką. Przynajmniej w badaniach spontanicznie ludzie mówili o nim jako "postaci prezydenckiej". Był wizerunkowo lepszy od Trzaskowskiego do sprawowania prezydentury.
Czyli planu B nie ma i jesteśmy skazani na wyniszczające zwarcie Tusk-Nawrocki? Tylko przy takim prezydencie stronie rządowej odpada np. kwestia rozliczeń.
Czy rozliczanie PiS-u kiedykolwiek było tym, co spajało z punktu widzenia oczekiwań wyborców? Efektem skupiania się na tym, zamiast na rzeczach naprawdę ważnych dla ludzi, jest przegrana Trzaskowskiego. Zamiast zadbać, żeby taka renta wdowia była wypłacona na wiosnę, skupiali się na nieudolnych próbach rozliczenia.
Teatr komisji śledczych działał na minus. Poseł Romanowski ucieka do Budapesztu - tragedia. To samo obrazowała obława na mordercę w Limanowej - setki policjantów szukało człowieka przez kilka dni. To obraz słabości państwa, braku sprawczości, nieudolności.
Na jakim polu może się jeszcze pojawić sprawczość tego rządu? Polityka klimatyczna, migracja?
To wszystko redukuje się do tego samego problemu. Bez zapewnienia podstawowej potrzeby - tego, co Tusk obiecał - że ludzie będą mieli więcej kasy, będzie im się żyło lepiej, że wróci mitologizowany dobrobyt sprzed pandemii i wojny - nic się nie zmieni.
W wynikach naszych zeszłorocznych badań jakościowych wskazywaliśmy na "triadę czasu i finansów". Mamy więc przeszłość, którą reprezentują słynne rozliczenia PiS. One nie były dla wyborców celem samym w sobie. Im chodziło o to, by do nich doszło po to, by wszyscy politycy zrozumieli, że jak się nie dzieli uczciwie z ludźmi dobrobytem, to jest to zdrada stanu.
Kolejny element triady to teraźniejszość, którą reprezentuje "100 konkretów", o których już sobie powiedzieliśmy. No i mamy przyszłość - to CPK, atom, samochód elektryczny. Nieudolność narracyjna obecnego rządu wobec CPK czy Izery spowodowała, że te koła zamachowe - obietnica rozwoju i zaspokojenia aspiracji - zostały fatalnie obsłużone.
Właściwie to te wszystkie trzy płaszczyzny zostały przez tę ekipę kompletnie położone. Nieumiejętność zarządzania emocjami skumulowała się w tym wyniku wyborczym - wystarczającym, żeby Nawrocki ze wszystkimi obciążeniami stał się lepszą opowieścią niż Trzaskowski.
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak