Polska uderzy w dumę Amerykanów? "Jeśli chodzi o podatek cyfrowy, mamy dwa cele"
- Najwcześniej podatek cyfrowy może wejść w życie w 2027 roku - mówi money.pl wiceminister cyfryzacji Dariusz Standerski. Tłumaczy też, kto i do czego będzie mógł wykorzystać powstające w Polsce fabryki sztucznej inteligencji oraz czy możliwe będzie głosowanie w wyborach przez Internet.
- W marcu minister Krzysztof Gawkowski zapowiedział prace nad podatkiem cyfrowym.
- Resort cyfryzacji przekonuje, że Polska nie szykuje żadnej rewolucji, bo podatki od działalności cyfrowej funkcjonują w 35 krajach.
- Płacą go giganci technologiczni, czyli duma amerykańskiej gospodarki: Google, Meta, Apple czy Amazon.
- - Najwcześniej podatek cyfrowy może wejść w życie w 2027 roku. Chciałbym, by to się stało jeszcze w tej kadencji - mówi money.pl wiceminister cyfryzacji.
- - Państwa, w których wprowadzono podatek od usług cyfrowych, to wcale nie są przykłady rzucania rękawic big techom czy też retorsji - przekonuje Dariusz Standerski.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: "Może nałożymy, może nie nałożymy" - tak premier powiedział o pomyśle podatku cyfrowego. To na czym stanie?
Dariusz Standerski, wiceminister cyfryzacji: Stanie na tym, że jak zostaną zakończone analizy w Ministerstwie Cyfryzacji, to wyślemy wniosek o wpis do wykazu prac legislacyjnych, a następnie wypracujemy projekt ustawy, ponieważ jest bardzo dużo różnych scenariuszy. Tak jak wiele jest wdrożeń podatku cyfrowego w różnych państwach, np. w Hiszpanii, Austrii, Francji czy we Włoszech.
Czyli chcemy dołączyć do tych krajów, które wdrażają te rozwiązania, nie czekając na ruch ze strony całej UE?
Tak. Tym bardziej, że mamy już całą paletę rozwiązań, bazujących na konkretnych doświadczeniach 35 państw na świecie.
Czy ewentualne wprowadzenie podatku cyfrowego należy traktować jako polską odpowiedź na cła Donalda Trumpa?
Administracja amerykańska nałożyła cła na prawie cały świat, niezależnie od obecnych rzeczywistych taryf. Takie narzędzia masowego rażenia przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego - skoro na państwo i tak nałożono wysokie cła niezależnie od jego polityki gospodarczej, to nie ma motywacji do luzowania tej polityki. Skoro Polska ma takie same warunki handlowe jak państwa pobierające podatek cyfrowy, to upada kolejny argument, że narzędzia polityki podatkowej mają wpływ na politykę handlową. W tej chwili nie widzę zatem połączeń między podatkiem cyfrowym a cłami. A decyzje celne administracji amerykańskiej są raczej ruchem politycznym, a nie gospodarczym. Podobny powszechny trend zacieśniania polityki celnej był obserwowany co najmniej dwukrotnie - przed I i II wojną światową. Wówczas ustalano jednak stawki na towary, nie na całe państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gawkowski o podatku cyfrowym: Amerykański dyplomata mnie nie przestraszy
Jakie modele podatku cyfrowego rozważamy u nas?
Mamy kilka możliwości, jeżeli chodzi o zakres i wysokość opodatkowania oraz progi. Zakres najszerszy jest we Francji, gdzie opodatkowane są usługi interfejsu cyfrowego, czyli sam dostęp do usług, jeżeli jest płatny, do tego reklamy targetowane oraz sprzedaż danych. We Francji jest to implementowane najszerzej, w innych państwach jest to węższe, np. w Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii.
W Hiszpanii jest dużo niższy próg wejścia w podatek. We Francji jest 25 mln euro przychodów, w Hiszpanii 3 mln euro, a Włosi w ogóle zdjęli próg i tam każde euro już podlega opodatkowaniu.
Francuzi natomiast dyskutują o tym, czy podnieść stawkę podatku z 3 do 5 proc. W Hiszpanii jest 3 proc., w Wielkiej Brytanii 2 proc. To, co łączy te państwa, to próg globalnych przychodów, jakie muszą osiągać te firmy, by w ogóle móc objąć je podatkiem cyfrowym - to 750 mln euro lub 500 mln funtów.
Do którego z tych modeli nam najbliżej?
Nie chcę przesądzać dopóki nie zakończymy analiz. Najważniejsze jest oszacowanie efektu fiskalnego. Najbliżej nam do gospodarki hiszpańskiej, która jest niecałe dwa razy większa od polskiej. A oni szacują te dochody na około 900 mln euro. Czyli jeżeli byśmy przełożyli to na warunki polskie, to by było 2-2,5 mld zł. W Wielkiej Brytanii te dochody przekroczyły już 500 mln funtów.
I za taką kwotę jesteśmy gotowi rzucić rękawicę big techom, licząc się nawet z retorsjami?
Państwa, w których wprowadzono podatek od usług cyfrowych, to wcale nie są przykłady rzucania rękawic big techom czy też retorsji. Zacznijmy dyskusję, zwłaszcza między Ministerstwem Cyfryzacji a Ministerstwem Finansów.
Jeżeli chodzi o podatek cyfrowy, to mamy dwa cele. Cel fiskalny i kwestia sprawiedliwego ułożenia kontrybuowania do rynku. Dzisiaj do niego dokładają się tylko operatorzy telekomunikacyjni. Mają opłatę telekomunikacyjną ustanowioną ponad 20 lat temu i bardzo często przychodzą do ministerstwa i mają słuszne obserwacje, że oni płacą na rozwój cyfryzacji państwa, z którego korzystają również inni usługodawcy, którzy się nie dorzucają. I oni nas pytają, gdzie tu jest sprawiedliwość.
Już sama zapowiedź wprowadzenia podatku cyfrowego wywołała twardą reakcję przyszłego ambasadora USA w Polsce. Czy politycznie jest to projekt do przeforsowania?
Relacje włosko-amerykańskie czy francusko-amerykańskie jakoś szczególnie nie ucierpiały, ani przy poprzedniej, ani przy obecnej administracji amerykańskiej. W związku z czym nie widzę tutaj jasnego przełożenia.
Proszę zauważyć, że poza wpisem kandydata na ambasadora nie było tutaj żadnych innych reakcji, w związku z tym nie było żadnej reakcji oficjalnego przedstawiciela USA. Pan kandydat nie jest jeszcze oficjalnym przedstawicielem Stanów Zjednoczonych.
Możliwe, że podatek cyfrowy wejdzie w życie z początkiem 2026 roku?
Absolutnie nie. Obiecaliśmy wyborcom, że nie będziemy wprowadzać zmian podatkowych na sześć miesięcy przed rozpoczęciem roku. To punkt 10. umowy koalicyjnej.
Najwcześniej podatek cyfrowy może wejść w życie w 2027 roku. Chciałbym, by to się stało jeszcze w tej kadencji. Jak będzie też ustawiony termin, okres przejściowy, dojście do określonego pułapu - to też jest kwestia otwarta.
Zespół deregulacyjny Rafała Brzoski zgłasza pierwsze propozycje. Na pierwszy ogień idą wasze rozwiązania, chodzi np. o dodanie do mObywatela usługi mStłuczka czy mFirma (umożliwiającej zakładanie i zarządzanie jednoosobową działalnością gospodarczą). Pojawiły się komentarze, że zespół proponuje coś, nad czym i tak trwały już prace na zapleczu rządowym. Czy zamiast wymyślać coś na nowo, nie będzie po prostu przepychał rzeczy z resortów, które z różnych względów były blokowane?
Ten zespół złożył już ponad 100 propozycji deregulacyjnych, z czego kilkanaście dotyczyło cyfryzacji. Cyfryzacja jest na tyle specyficznym obszarem, że dotyczy nie tylko rozwiązań prawnych, ale również informatycznych. Inwestujemy właśnie prawie 200 mln zł z KPO w mObywatela.
Stworzymy np. funkcjonalność, by obywatel nie musiał wyszukiwać w interesującej go usługi po 'kafelkach' w mObywatelu, tylko po prostu zapytał wirtualnego asystenta, np. jak zarejestrować samochód, jak wymienić dowód osobisty albo gdzie znajdę swój lokal wyborczy?
I kiedy to tak będzie funkcjonować?
W kwietniu zaczniemy testy, potrwają do czerwca. Wtedy będziemy mogli szczegółowo planować dalsze etapy. To jest zupełnie nowe wdrożenie, też nie mamy przykładów innych państw, w związku z czym od tych testów uzależniamy dalsze prace. No i po to też budujemy superkomputery, żeby mogły udźwignąć te nowe zapytania do mObywatela.
Jak zapatrujecie się w resorcie cyfryzacji na mający liczyć 300 mln zł fundusz Deep Tech, który zapowiedział minister Domański? Nie jest to duża kwota, dla porównania rząd wyda ponad 30 mld zł w tym roku na rozwój cyfrowy.
Z radością przyjmiemy każdą dodatkową złotówkę na rozwój nowych technologii. 300 mln zł to akurat kwota, która wystarczyłaby na dodatkowy superkomputer w Polsce, czy na komputer kwantowy. Widzimy, że jest potencjał - są takie ośrodki w Polsce, które na taki komputer czekają.
Co nam w praktyce daje jeden taki superkomputer czy fabryka AI? Do czego można to wykorzystać?
Fabryka sztucznej inteligencji w Poznaniu, jako jeden z elementów sieci superkomputerów w Unii Europejskiej, będzie miała trzy główne obszary: "ochrona zdrowia", "robotyka" oraz "adaptacja i przewidywanie zmian pogodowych, zmian klimatycznych". Przykład? Niedawno Komitet ds. Cyfryzacji przyjął projekt Ministerstwa Zdrowia "e-Zdrowie KPO" na ponad 1,2 mld zł inwestycji w e-usługi w ochronie zdrowia, w tym diagnostykę z wykorzystaniem sztucznej inteligencji.
Kolejne projekty w tym zakresie są w drodze i w ciągu następnych kilkunastu miesięcy polskie szpitale będą mogły już szeroko wykorzystywać sztuczną inteligencję do diagnostyki. Czyli będziemy diagnozować choroby wcześniej, będziemy również analizować historię choroby pacjenta dużo lepiej niż dzisiaj.
A coś dla sektora prywatnego?
Fabryka sztucznej inteligencji w Poznaniu będzie obsługiwała trzy kategorie podmiotów: naukę, administrację publiczną i przedsiębiorców. Przedsiębiorcy będą uczestniczyć w programie, w którym będą zgłaszać się do wykorzystania mocy obliczeniowych na ich potrzeby.
Przykładowo firma produkcyjna może chcieć zautomatyzować jakąś linię produkcji i potrzebuje do tego system AI. Dotychczasowe wykorzystanie fabryk AI czy superkomputerów to np. model językowy oparty na algorytmach sztucznej inteligencji. Konkretnie rządowy PLLuM, rozwijany dzięki zaangażowaniu superkomputerów we Wrocławiu i Krakowie.
Rozmawialiśmy z nowym szefem Krajowego Biura Wyborczego. Optymistycznie wypowiadał się w kontekście usługi zbierania drogą elektroniczną podpisów poparcia dla komitetów i kandydatów. Przewidujecie taką funkcję, np. w mObywatelu?
W tej chwili w Sejmie jest projekt ustawy, który reguluje zbieranie podpisów pod listami kandydatów, Ministerstwo Cyfryzacji jest otwarte na pracę nad tym systemem. Każde rozwiązanie, które przewiduje przeniesienie jakiejś czynności z papieru do mObywatela czy jakiegokolwiek innego systemu dla nas po prostu dodatkową usługą elektroniczną. I z mojego punktu widzenia prawie wszystkie usługi da się cyfryzować. Takie rozwiązanie jest bezpieczniejsze, także jeżeli chodzi o nasze dane osobowe. Cyfrowe zbieranie podpisów pod listami kandydatów prowadzi do tego, że nie ma żadnych pośredników, którzy nasze dane osobowe by widzieli.
A głosowanie online?
Wobec wprowadzenia tej funkcji zachowuję duży dystans.
Czemu?
Nigdzie na świecie nie ma powszechnego głosowania przez Internet. Żadne państwo tego powszechnie nie wdrożyło, nawet Estonia. Tam jest ono możliwe, natomiast korzysta z tej możliwości nadal mniejszość wyborców. Patrząc na to, jak wyglądają kampanie wyborcze - kwestia dezinformacji, ataków, na co odpowiadamy w Polsce "parasolem wyborczym", współpracując z komitetami - uważam, że jest to jedna z najważniejszych usług publicznych, z jaką do czynienia ma obywatel i samo państwo. Jednocześnie jest to usługa punktowa, trwająca tylko kilkanaście godzin.
W tym procesie może wziąć udział jednocześnie 30 milionów osób, w związku z czym jakikolwiek atak na infrastrukturę, wykorzystywanie potencjalnych podatności na jakimkolwiek poziomie, niesie za sobą najwyższe ryzyko.
Dlatego w drodze do scyfryzowania wszystkich usług, jakie są w państwie, głosowanie pewnie bym scyfryzował na końcu.
Rozmawiali: Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl